sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 6 ~ Gorszy.

"W co grasz? Dokąd zmierzasz? Co to strach? Boisz się umierać?"

Tydzień po sytuacji w szpitalu.
          Czy takiego rodzaju zdarzenia można nazwać klątwą? Jestem prześladowany przez nieopisaną dawkę nieszczęścia. Przy każdej ważnej sprawie zostaję pominięty, ba, nawet przy tej najmniej istotnej. Po co wiedzieć mi o nieistotnych drobnostkach? Sam nie wiem. Nie lubiłem być niedoinformowany.
          Stała, dopalając swojego papierosa. Truła się, a mnie to tak niesamowicie pasowało. Nie, nie chciałem raka płuc Madison. Lubiłem obserwować jak się zaciąga. Pewnie to nieludzkie, jednak uwielbiałem jej wściekłość. 
          Krótka koszulka odkrywała jej płaski brzuch. Na ramionach zarzuconą miała dżinsową katanę. Moją katanę.
          - Na chuj drążysz temat? - Wrzasnęła, kiedy o mało co, nie zakaszlała się zbyt mocno zaciągniętym dymem.
          - Okłamywanie sprawia Ci przyjemność? Jakąś chorą satysfakcje? Lubisz mieć władzę? Chcesz mną kontrolować? Pociągać za sznurki, w swoim teatrzyku lalkarskim?
          Madison rozdziawiła usta. Miałem wrażenie, że szczęka jakby mogła, opadłaby jej do samej ziemi. Nie wiem dlaczego to wszystko powiedziałem. Kłótnie nie są w moim stylu. Moja duma za pewne chciała wyjaśnień. Ja jestem spokojnym człowiekiem, stronię od ironii i sarkazmu. Brzydzę się agresją. Czuje, że zależy mi bardziej niż powinno. Nie powinienem się przyzwyczajać, a już na pewno nie do rozwydrzonych gówniar. Dobra, nie wierzę, że to powiedziałem, w zasadzie, że o tym pomyślałem.
          - Jakie znowu chore satysfakcje? Słyszysz siebie, Isbell? Nie dałeś mi nawet niczego dokończyć. A z resztą... - Wywaliła peta gdzieś za siebie. - Jesteś dzieckiem szczęścia. Twoi starzy obsesyjnie chronili Cię od złego. Nie zaznałeś prawdziwego życia. Nie poradziłbyś sobie ze złymi wiadomościami. Jesteś jak dziecko pod kloszem.
          Uniosłem brwi wysoko, chcąc coś powiedzieć. Nie rozumiałem jej nagłego ataku.
          - Nieprawda.
          Wydałem z siebie jedynie.
          Madison prychnęła śmiechem.
          - Jasne, że prawda... - Odwróciła wzrok. - Ty tego nie widzisz, ale ja dokładnie to widzę. Jesteś zbyt naiwny. Nie obcowałeś ze śmiercią. Nie będziesz potrafił się z nią...
          - Z jaką znowu śmiercią? Ty umierasz... Madison kurwa, o co chodzi?! - Wtrąciłem szybko.
          Dziewczyna spojrzała na mnie, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
          - O to mi właśnie chodzi.
          - A dokładniej? - Zmarszczyłem brwi. Może rzeczywiście byłem naiwny i głupi?
Zaczęła wolno tłumaczyć mi zawiłość tego wszystkiego, czego ponoć "nie byłem w stanie zrozumieć". Z tego, co mówiła, wynikało, że jestem naiwny. Widziałem świat przez różowe okulary. Nie byłem tego świadomy, dopóki o tym nie powiedziała.
          - Nie chcę się kłócić.
          Spojrzałem na nią lekko podburzony. Chciałem wyjaśnień, a Mad wolała zakończyć temat, tak się nie robi! Już miałem coś powiedzieć, ale kontynuowała.
          - Tutaj nie chodzi o obrażanie Cię, Jeff.
          Uniosłem brwi.
          - A o co w takim razie chodzi? Wciąż mi nie wyjaśniłaś.  
          Westchnęła głęboko, spoglądając gdzieś w otwartą przestrzeń.
          - Nie chciałam Ci mówić. To jeszcze nie był odpowiedni czas. Zrozum... Ciężko mi to przychodzi. To nie jest takie łatwe.
          Spojrzała na moją twarz, jakby chciała wybadać, o czym właśnie myślałem. Ja za to nie czułem potrzeby otwierania gęby. Skoro zaczęła, niech dokończy. Nie zamierzałem jej przerywać. Od tygodnia czułem się oszukiwany. W tym momencie nie było inaczej. Poniekąd dobrze, że nie zdradzałem swoich myśli.
          - Mów dalej.
          Po długim oczekiwaniu na to, aż znów zacznie mówić, odpaliłem papierosa. Odłożyłem zapalniczkę obok siebie, zaciągając się kiwnąłem na nią głową. Zatkało ja?
          - Jestem chora.
          Tyle to ja wiedziałem. Dlaczego kobiety nigdy nie mogą mówić prosto z mostu?
           - Ja Cię słucham. - Zapewniłem, a Mad westchnęła na moje słowa.
           - Nieuleczalnie. Moje serce jest bardzo słabe. Istnieje taka możliwość, że z czasem będę potrzebowała nowego.
          Na te słowa coś zakuło mnie w pierś. Zakrztusiłem się dymem. Łzy zaświeciły mi w oczach. Madison poruszyła się niespokojnie. Na szczęście opanowałem swoje odruchy.
          - Kontynuuj. - Powiedziałem ze ściśniętym gardłem.
          Widząc niepewność wymalowaną na jej twarzy uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem udawać, że mnie to nie rusza, jednak jak zwykle nie wyszło.
          - Moja choroba polega na... - Spojrzała gdzieś w bok. - Wszystkie mięśnie w moim organizmie są niewydolne. Są jak stara maszyna, przestarzałe, słabe, źle pracują. Jakbym miała osiemdziesiątkę. - Zaśmiała się gorzko. - Rozumiesz?
          - Tak, powiedz wszystko, co powinienem wiedzieć, później zadam Ci pytania.
          Przewróciła oczami. Pewnie chciała skończyć już ten niewygodny temat.
          - Przy każdej poważniejszej chorobie, jak zapalenie płuc, czy wysoka gorączka, muszę pojawiać się na oddziale. Mam przeciążone płuca i serce, tak jak Ci wcześniej mówiłam. Dlatego właśnie wtedy byłam w szpitalu. Wszyscy mnie tam znają. Kiedyś przy dobrych lotach będę jeździć na wózku.
          - A przy złych? - Wypaliłem bez dłuższego zastanowienia.
          Mad uśmiechnęła się smutno. Domyśliłem się, co chciała powiedzieć. Odwróciłem wzrok, gasząc papierosa na chodniku.
          - Serce nie wytrzyma. Albo płuca przestaną funkcjonować. Dostanę udaru, albo zawału.
          Poczułem jak braknie mi powietrza, zakręciło mi się w głowie, a na oczy nastąpiły przenikające się plamki. Przymknąłem powieki. Kiedy odzyskałem świadomość uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
           - Żadnych fajek moja droga Madison, żadnych, kurwa, papierosów.
          Zaśmiała się radośnie. Zrozumiała, że już się nie obrażam. Szczerze, zachowałem się jak głupi dzieciak. To była naprawdę ciężka rozmowa.
          - Niedoczekanie!
          Pokręciłem głową, rozbawiony.
          Na moje pytania odpowiadała już zdecydowanie pewniej.
          Ile lat pożyje? Jak objawia się jej choroba? Czy cierpi? Jaki ma komfort życia? Czy czegoś musi sobie odmawiać? Jak sobie radzi z takimi perspektywami na przyszłość?
          Wszystkie odpowiedzi były niestety przykre i niezbyt zaskakujące. Wróżą jej krótkie życie. Choroba objawia się w sposób dziwny. Nie zauważałem tego, a jednak, chodziła zupełnie inaczej, nie tak jak wszyscy. Cierpi każdego dnia. To najbardziej mnie bolało. Jej komfort życia jest bardzo odmienny od mojego. Codzienność przepełniona bólem nie może być miła. Musi odmawiać sobie połowy rzeczy, które chciałaby robić. Żadnych jazd na łyżwach, czy wrotkach. Nie potrafi skakać, ani biegać. Męczy ją chodzenie po schodach. Jazda na rowerze. Czy nawet noszenie plecaka. Jak sobie radzi? Twierdzi, że nie radzi.
          Nabrałem wielkiego szacunku do tej dziewczyny. Zapragnąłem sto razy mocniej, niż wcześniej, zaopiekować się nią.
          Teraz rozumiałem jej opory przed opowiedzeniem wszystkiego, co ją spotyka. W naszym świecie niepełnosprawność jest czymś gorszym. Mamy taką nietolerancję na inność. Wstyd mi.

____________________________________________
Tak, poślizg jest naprawdę tragiczny. Niestety w moim życiu nie idzie wszystko tak, jakbym tego od niego oczekiwała. 
Rozdział jest, następny będzie już niedługo. Pewnie nie jest ten (powyższy) idealnym, ale za to bardzo osobistym. (ciekawe czy ktoś odkryje dlaczego) 
Krótszy niż zwykle. Myślę, że wam to nie będzie przeszkadzać.
Liczę na sporą liczbę komentarzy, ze względu na niewielką pod ostatnim. 

Zapomniana ABC.

15 komentarzy:

  1. Witam!
    Tak, te przemyślenia Jeffreya. Nikt nie lubi być niedoinformowany, bo czuje się, że nikt Ci nie ufa.
    Madison truje się papierosem, a on lubi jak ona się zaciąga. Ciekawe, co ty, Jeff naprawdę czujesz.
    Ale ją "uderzył" słowem. Że okłamywanie sprawia przyjemność.
    No właśnie, Izzy, ty to jesteś oaza spokoju, co się tak wkurwiasz? No, ale racja, nikt nie lubi być niedoinformowanym i okłamywanym.
    Ale Mad (chyba) ma rację. Izzy jeszcze nie zaznał takiego "prawdziwego" życia. Życia, w którym jest zło i śmierć.

    I w końcu mu powiedziała. Że umiera.
    Ale ciężko też komus powiedzieć, że się umiera. Rozumiem Madison.
    Chora na serce. I może potrzebować nowego. To się chyba nazywa przeszczepem serca. Ale Jeff, kurwa...
    I niewydolność mięśni. Na to c nie ma operacji. Nie mam pojęcia w takich sprawach, nienawidzę się uczyć biologii i chemii. Ale, że ma tak, jak 80-letnia staruszka. Cholera...
    Przeciążone serce i płuca. Dlaczego?
    Teraz spodziewam się, że nasz Jeffuś będzie o nią dbał.
    Ale jak on się musi potwornie czuć.
    I że nic nie może zrobić.
    Tylko się nią zaopiekować.
    Trudno sobie odmawiać przyjemności.
    No właśnie. Nasz świat jest porąbany. Jak ktoś jest niepełnosprawny- to od razu gorszy. Najgorzej, jak jest niepełnosprawny wtedy, kiedy jeszcze chodzi do szkoły. Rówieśnicy się odsuwają, nie przyjaźnią się z taką osobą, traktują jak wyrzutka.
    To jest strasznie smutne.
    Potwornie.
    Ten świat jest bagnem.

    Kochana ABC. Rozdział jest przepiękny i bardzo smutny. Nic się nie stało, że tak długo nie pisalaś, ma się te zawirowania w życiu.
    Mówisz, że rozdział jest osobisty. Mnie się wydaje, że dlatego, że Madison opisuje swoją, nazwijmy to "chorobę". To jest linia Madison opowiada- Jeffrey słucha. I nikt inny tego nie slyszy, a choroby są rzeczą osobistą.
    To, że jest krótszy, to mi nie przeszkadza. ;)
    Pozdrowienia :*
    Estranged

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam ten komentarz. W końcu ktoś rozumie postawę Madison. O śmierci nie mówi się otwarcie. BA! O śmierci nie mówi się w ogóle!
      Właśnie, właśnie, życie to bagno, a wiele ludzi jest tak naiwnie przekonanych, że jest piękne, cudowne i zło nie istnieje. Jednocześnie im zazdroszczę, ale również współczuję.

      Co do tego osobistego, to się troszkę pomyliłaś. To znaczy, masz rację tak, ale jest też jeszcze jedna sprawa. Jeżeli ktoś zgadnie, to potwierdzę, jednak nie powiem tego teraz.

      Dziękuję bardzo za cudowny komentarz!
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  2. Och, jednyną rzeczą, którą mogę powiedzieć tak na wstępie jest słynne...jest mi tak pięknie smutno, wiesz? Naprawdę. Od rana czytam blogi i je komentuję. Pierwszy - niepewna miłość do ikony najpopularniejszego zespołu Ameryki, smutno. Drugi - patologia w rodzinie, nie wiem, czy to ma inną nazwę, nie znam się, ojciec, dobiłam się, czytając to. Trzeci - Twój. I moja osobista sytuacja zaprezentowała się bardzo tragicznie. Siedzę sama, zupełnie sama, tak będzie do szesnastej i myślę. Źle się skończy, samobójca wewnętrzny, kto mnie powstrzyma? Ha, nikt.
    Jeffrey czuje się pomijany w nawet najprostszych sytuacjach. Cóż za znajome uczucie, mam takie dziwne wrażenie, hm... Jeżeli chodzi o Madison i jej relację z trzymanym ,,pod kolszem'' Isbell'em - ta ich rozmowa mnie uderzyła w pewien sposób. Opowiedziała mu z dokładnością, i znudzeniem, o swojej dolegliwości, która, tak szczerze mówiąc, jest jedną z najbardziej przerażających mnie rzeczy. Doskonale rozumiem, dlaczego Jeff na końcu tak myślał. Że zyskał szacunek, wieli szacunek. Podziwiał ją, podziwia.
    Osobisty rozdział.
    Moja kochana, czy...czy ja mam prawo znać taką Madison? Która nosi troszkę inne imię. Również bardzo ładne. Która ma podobny problem. Którą ja kurewsko podziwiam. Podziwiam siłę, której teoretycznie nie ma. A jest potężna. Z mojego punktu widzenia. Którą szanuję. Która potrafi tak pięknie ubierać w słowa. I jest czasem miła. Mam prawo taką znać, hm? Haha.
    Rozdział rzeczywiście krótki, ale bardzo...przygnębiający, sądzę, że na mnie to zadziało podwójnie, biorąc pod uwagę fakt, iż już mam za sobą dwa smutnawe teksty.
    Rozdział piękny, warto było czekać, tak zresztą myślałam.
    I ja poczekam sobie dalej, weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli jesteś jeszcze zainteresowana czytaniem mojego bloga, to serdecznie zapraszam :) http://bulwar-rozwianych-marzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, no rozdział jest krótszy od wcześniejszych, ale nadaje taką atmosferę przygnębienia i smutku. Wydaje mi się, że Jeff jest dla Madison kimś bardzo ważnym. Dziewczyna chciała dla niego jak najlepiej i dlatego mu nie mówiła o chorobie. Chciała go chronić. Wiedziała, że jeżeli mu o tym powie, to chłopak będzie przygnębiony. Bo jest według niej naiwny i nie rozumiałby niczego.
    To jest takie niesprawiedliwe, że młode osoby już muszą zmagać się z poważnymi chorobami... Nie tylko cierpią fizycznie, ale i psychicznie. Ich bliscy też... i to jest doskonały przykład, ten, który tu opisujesz.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, nie lubię się wciskać komuś na bloga ze zbędnym spamem, jednak chciałabym coś przedstawić. Mój nowy projekt, a mianowicie blog o Aerosmith. Będzie mi miło, jeśli wpadniesz i przeczytasz to co stworzę, a jeszcze milej jeśli skomentujesz moją pracę :)

    Adres bloga :
    http://living-on-the-edge-with-aerosmith.blogspot.com/

    PRZEPRASZAM ZA SPAM ;__:

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę. Kolejny super rozdział. Jej. Nie umiem komentować, przepraszam. X,D
    Co do rozdziału: to musi być okropne mówić komuś, że niedługo się umrze. W takiej sytuacji nie umiałabym złościć się na Mad. Jeffrey pewnie jest dla niej cholernie ważny, nie chciała sprawiać mu bólu. Chyba większość osób by tak zrobiła. Nie chciałaby nikogo krzywdzić. (Nie wiem czemu, w tym momencie przypomina mi się książka ''Gwiazd naszych wina'')
    Mimo, że rozdział nie jest zbyt długi (w tym wypadku to żaden minus!) jest piękny, ale i bardzo smutny.
    Ej no, weź w następnym spróbuj stworzyć coś wesołego :D
    Matko. Przepraszam za poziom tego komentarza, serio. Ale i tak wiesz jak Cię kocham i Twojego bloga XD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! /G

    OdpowiedzUsuń
  7. Co z tego, że rozdział krótki! Większość pisarzy nawet twierdzi, że im mniej słów, tym lepiej. Ważne, że rozdział w ogóle jest. I to nie byle jaki. Rzeczywiście, czuć po nim, że jest osobisty. Na myśl o tym serce mi drży...
    Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  8. 'Gorszy'. To cholernie nieprzyjemne słowo. A Jeff właśnie tak musiał się czuć. Gównianie. Oszukany prze kogoś, kogo uznaje za przyjaciela. I choć wybaczył Mad, bo nie można zbyt długo złościć się na tą uroczą kobitkę, to wciąż widać, jak ciężko mu się żyje. Z tą świadomością pewnie skręca go w żołądku, gdy patrzy na Mad. Choć przecież nie umiera w tym rozdziale. W ogóle niech nie umiera. Kilka jej wypowiedzi mnie wkurzyło, ale jest fajna.
    'Na chuj drążysz temat?' to fragment przez który się uśmiechnęłam. Wydaje mi się, że kiedy wkurzona dziewczyna przeklina, jest w tym coś uroczego. A Tobie świetnie udało się to uchwycić.
    Niekontrolowany i chyba niechciany wybuch Jeffa był potrzebny. Może Mad w końcu zobaczy co zrobiła nie tak. Bo z pewnością go skrzywdziła i nawet jeśli nieświadomie, to powinna być spokojniejsza. Co pewnie jest niemożliwe, wiedząc, że pikawa może nagle wysiąść albo cokolwiek pójdzie nie tak i koniec. Żegnaj świecie. Pogrążam się w myślach i wciąż widzę jak Mad wytyka mu jak to nic nie wie o życiu. A w sumie każdy ma krzyż pański na tym padole łez. Może niektórzy przeżywają nieco więcej i bardziej stresująco, ale nazwanie go 'dzieckiem szczęścia' to była dla mnie przesada.
    Ciężko jest mówić komuś o swojej chorobie. Zawsze kojarzyło mi się to z użalaniem nad sobą. Nawet kiedy ktoś nalega i chce pomóc. I właśnie to sprawia, że Mad przestaje mnie wkurzać i raczej staje się obiektem współczucia.
    To gorzki kawał życia.
    Rozumiem i Jeffreya. Nie jest łatwo akceptować wszystko tak jak leci. Ale co robić, gdy nie ma gdzie uciec?
    Pouczający i wzruszający rozdział.
    Nie pieprz, że chcesz pisać tylko dla siebie. Publika czeka na siódemkę.
    Proszę!
    Dziękuję za ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga ABC!
    Nie lubię się tłumaczyć, ale naprawdę nie miałam jak ładnie skomentować Twojego rozdziału aż do dziś. Przez trzy tygodnie nie miałam dostępu do komputera, a na telefonie ciężko pisać długie i wyczerpujące komentarze, na jakie zasługuje Twój blog.
    Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym potrafić tak dogłębnie wzruszyć czytelnika jak ty. Dialogi, jakie piszesz i wszystkie te sytuacje, przeżycia narratora... Wszystko jest tak idealnie napisane, że nigdy nie mogę się oderwać od liter, a każda z nich układa się w kolejne słowo, które chłonę całą sobą. Magia. Naprawdę potrafisz czarować, bo wiele książek, i to nawet takich wiesz, bestsellerów, nie zawiera tylu emocji i wzruszeń.
    Powyższy rozdział był tak... rozdzierająco smutny. Zrobiło mi się bardzo żal... Jeffa. Nie potrafię polubić Mad. Wiem, że cierpi, wiem to dobrze, ale nie jestem w stanie. Cały czas mam wrażenie, że pewnego dnia opuści Jeffa, mimo jego miłości do niej. Ma w sobie takie wkurzający element... Kurde, nie umiem tego ubrać w słowa. Cały czas widzę ją z Diego, jak ukrywają się przed innymi gadając po hiszpańsku.
    Ale za to należy Ci się ogromny szacunek, bo nigdzie indziej nikt nie przedstawił równie dobrze charakteru postaci. Mam wrażenie, że Mad stoi przede mną, i dzięki temu udaje mi się odczuć czy ją lubię, czy nie. Chwała Ci za to, droga ABC, bo to jest piękne.
    Jeff... Jest cudowny. Cały on, jego myśli, jego uczucia. To, że tak bardzo pragnie pomóc Madison. I to, że nigdy jej nie opuści. Nie wyobrażam sobie, by mógł to zrobić. Po prostu nie.
    Ale ten fakt, że on lubi, jak ona pali... jest zajebisty. Kurde, dziwnie brzmi, ale taaak. To jest taki mały element, ale ma w sobie coś intrygującego. Mam na myśli to, że hmm... Niby wie, że to jej szkodzi. Niby wie. Ale i tak mógłby patrzeć na zaciągającą się Mad godzinami. Taki dziwny kontrast. Tak dziwnie... no intrygujący!
    Ah, wszystko na tym blogu tak bardzo wciąga, tak bardzo, że aż czuje się to w powietrzu, jak tylko się tu wchodzi. Powtarzam: potrafisz czarować.
    Naprawdę.
    Wiem, że ten komentarz, jest nieco dziki, bo piszę go w ekspresowym tempie, gdyż mój mózg pod wpływem Twego rozdziału dostał szału i myśli kłębią się w nim niemiłosiernie.
    Niesamowite.

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  10. OOOO jaaaa.... Teraz to muszę nadgonić zaległości. Btw nie wiem czy pamiętasz jeszcze Anarchist I Childoffire z Rocket Queens. Wiem, że opowiadanie Ci się podobało xD parę osób prosiło o ciąg dalszy i takowy mam, ale tutaj -> http://my-little-rocket-queens.blogspot.com/ Mam nadzieję, że zajrzysz, bo już dodaję Cię do Hell House

    OdpowiedzUsuń
  11. W sumie to jakoś dawno mnie tutaj nie było i ostatnio postanowiłam zajrzeć. Kompletnie zapomniałam, że napisałaś rozdział. Dopiero teraz go przeczytałam i... muszę przyznać, że był ciężki, ale jak zawsze napisany na najwyższym poziomie. Widać, że skupiłaś się na emocjach, ekspresji, czymś co lubię najbardziej. Dosyć agresywna wymiana zdań między bohaterami jak najbardziej mi się podobała. Później przeszło to wszystko na bardziej umiarkowany ton rozmowy, jednak ten fragment również powalał. W sumie to wszystko co napiszesz, zawsze mnie urzeka.
    Szkoda mi Maddie, cholernie. Teraz dopiero zrozumiałam tą dziewczynę. Wcześniej wydawała mi się być nieco irytująca. Nie mam pojęcia, jak to jest umierać. Tak po prostu żyć ze świadomością, że jest się skazanym na rychłą śmierć z powodu choroby. Aż mnie dreszcze biorą jak o tym tak sobie myślę.
    Mam nadzieję, że los się do niej uśmiechnie i stanie się jakiś cud. Nie mam pojęcia co zrobiłby Jeff, gdyby Maddie nagle zabrakło. Przecież on by się załamał, chociaż myślę, że to jest i tak delikatne słowo... Isbell słysząc o chorobie się podłamał, a co dopiero... Jezu, straszne. Cholernie pragnę, aby chłopak się nią teraz zajął. Poświęcił więcej czasu, próbował zrozumieć. Zrozumienie jest chyba najważniejsze, przynajmniej dla mnie, a wydaje mi się, że dla Maddie też.
    No nic, tyle ode mnie. Kochana, pisz dalej, bo naprawdę masz talent i aż miło się czyta. Czekam na nowy rozdział i serdecznie pozdrawiam!

    Love,
    Chelle♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, nie wiem czy zapomniałaś o moim opowiadaniu, czy już ci sie nie podoba (rozmumiem) ale dawno cię nie widziałam u siebie. Dodałam właśnie kolejny rozdział i może chciałabyś przeczytać?
    Decyzje zostawiam Tobie :)

    b4n :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przebiłam Cię, ABC, w Twoim poślizgu. Przepraszam! Ale już jestem i komentuję!
    Na początku musiała trochę wytężyć umysł, aby sobie przypomnieć, o czym tutaj ostatnio czytałam. I ze zdziwieniem stwierdziłam, że wszytko dokładnie pamiętam! Wiesz co to znaczy? Że Twój tekst tak mocno do mnie trafił, że zapisał się w moim mózgu na dobre (a przynajmniej lepsze niż zazwyczaj w przypadku opowiadań).
    Madison... Wciąż mnie zastanawia ta postać. Wszystko w niej jest takie tajemnicze, niedopowiedziane, zagadkowe... Jakby była duchem; niby jest, żyje (w opowiadaniu), ale nie można się dostać do jej wnętrza. Nie znamy jej przeszłości, poglądów, nie mamy dostępu do jej myśli... Jest taka niedostępna. I do tego powoli znika, z dnia na dzień.
    Ciekawi mnie Izzy w Twoim opowiadaniu. Jest taki bardziej poważny, niż u na innych blogach. Wykreowałaś go bardzo oryginalnie. Do tego dokładne opisy jego przemyśleń. Jego sposób zachowania, cierpliwość, spokój, ale jednak ma jakieś emocje i to dosyć silne. Po za tym jest tutaj taki opiekuńczy. Trudno jest wykreować oryginalnego Gunsa, ze względu na masę opowiadań o nich. Tobie się udało. Masz ode mnie "+"!! :)
    Dodaję Cię do obserwowanych!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dawno Cię nie widzialam... U mnie już dawno kilka nowych rozdziałów... Będzie fajnie jak wrócisz :)
    http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com/

    Pozdrawiam serdecznie
    Konspiratorka

    OdpowiedzUsuń

Daj komentarz!
Pozwól ponieść się wyobraźni, wyrażaj opinię. Opowiadaj o tym, jakie odczucia towarzyszyły Ci podczas czytania. Jakie wrażenie wywiera na Tobie tekst. Z kim się byś chętnie zaprzyjaźnił, kto budzi w Tobie niechęć. Snuj teorie, zadawaj pytania, oceniaj, krytykuj. Dziel się spostrzeżeniami.
Pomóż mnie uskrzydlić, swoimi komentarzami!
(każdy pomaga, pamiętaj)