Śmierć nie jest dobra, śmierć jest zła
Nie jest piękna.
niczym wiosenne kwiaty, piękno zachodu
prawdziwe uczucie.
Obiecanki, cacanki, umieranki.
Ze specjalnym wyróżnieniem
opuszczasz moją duszę.
Wszechobecna śmierć.
Jaguar XJS był pięknym autem. Mieliśmy przemierzyć nim dwa tysiące
mil. Zauroczyłem się. Potrafiłem cieszyć oko dobrymi samochodami. Tak jak i
pięknem kobiecej urody. Moje dwie słabości. Grzeczny
chłopiec? Zdecydowanie to określenie gryzło się z cechami mojego
charakteru. Auta były na drugim miejscu, zaraz po środkach odurzających.
Nasza czwórka nie była typem przyjaciół wychodzących na pizzę, lub
piątkowy wypad na mecz. Sport w ogóle nie wchodził grę. Prawdę mówiąc
nienawidzę biegać. Ruch i świeże powietrze nie są moim konikiem. Żadnego nie
uprawiam. Wychowanie fizyczne było moim koszmarem. Ogółem nauka nie szła mi
zbyt dobrze. Szkoła niszczy.
Skoro już tak przenieśliśmy się w nieco odleglejszą przeszłość,
pozwólcie, abym opowiedział wam jedno z ciekawszych wspomnień. Na pewno nie pożałujecie.
Wiele można się będzie dowiedzieć. Zapraszam. Zabawmy się w wehikuł czasu.
(...)
Wspomnienia
z dnia 5 grudnia '80.
Pamiętam dokładnie tamten dzień. Z wielu powodów. Na pewno
najważniejszym było poznanie Madison. Innym zaś, ostatnie święta z moją siostrą
Jasmine. Spokojnie, ona żyje. Jednak w roku 1981 opuściła rodzinne gniazdko.
Wyjechała na wymianę Francuską. Miała tak dobre oceny, że przyjęli ją na stałe
do tamtejszej, paryskiej szkoły. Postanowiła nie wracać po ukończeniu studiów.
Zamieszkała w Europie. Poznała tam swojego przyszłego męża, Pascala. Przejmując
jego nazwisko. Teraz moja kochana siostra nazywała się Varges. Mija już cztery
lata od kiedy wyszła z domu. Widujemy się bardzo od tamtego czasu. Niestety nie
stać nas na podróżowanie na „takie” podróże. Nie wiem. Nie jestem dobry z
geografii, jednak każdy głupi stwierdzi, z niewielką wiedzą, że Europa leży
bardzo daleko. Jasme przylatywała do nas na początku roku, kiedy bilety były
najtańsze i w urodziny mamy. Dla niej idealnym prezentem była możliwość
przytulenie swojej córki. Ojciec zawsze udawał niewzruszonego, ja jednak
wiedziałem, że ten facet miał uczucia. Na pewno przeżywał wszystko, w zaciszu
swoich myśli. Siostra spędzała święta ze swoim mężem w jego rodzinnej
miejscowości. Do domu zaglądała tak jak wspomniałem, dopiero później. Gdy
wszystkie osoby wylatujące na Boże Narodzenie wrócą, bilety są tańsze, nie ma
tłoku. Jasne, że było nam przykro, święta to jednak szczególny czas. Nie trzeba
wierzyć w istnienie Boga, wystarczy kojarzyć je z rodzinnymi spotkaniami. W moim przypadku wiara była jedynie umowna. W
tym wieku nie myśli się o tym, co jest po śmierci. Człowiek powołuje się na
Boga zwykle wtedy, gdy ktoś z jego rodziny ciężko choruje. Śmieszą mnie takie
sytuacje. Syn choruje na raka, matka biega co dzień do kościoła, błagać o jego
życie.
Wracając do mojej siostrzyczki. Czasem przeżywałem jej nieobecność.
Ceniłem Jasmine. Uważałem ją za autorytet. Podziwiałem. Z charakteru podobna
była do naszej rodzicielki. Zorganizowana. Zawsze pewna siebie. Modnie ubrana.
Umalowana. Uczesana. Obie regularnie chodziły do fryzjera i kosmetyczki, w
miarę możliwości. Miała siłę perswazji, która działała nawet na ojca. Z zawodu
wojskowego. Owinęła go sobie wokół palca już długo przed ślubem. Był na każde
skinienie. Znając życie córeczka pójdzie w ślady matki, jej małżonek ma
przejebane...
Zmieniłem temat. Przyznaję się
bez bicia. O mojej rodzinie mógłbym opowiadać godzinami. Wszyscy bardzo się
cenimy. W końcu to jaki jestem, wyniosłem z domu. Przechodzę już do sedna
sprawy, nie będę zanudzać.
Matka jest architektem. Zawsze przy świętach, lub innych
okolicznościach, zajmuje się wystrojem tutejszego centrum handlowego. Tamtym
razem przyszło jej zrobić główną wystawę. Co roku na parterze odbywają się spotkania
z przebierańcem - Mikołajem. Dzieciaki sadza się na jego kolanach, a one
opowiadają co chciałby w tym roku dostać pod choinkę. Jako architekt miała o
tym wszystkim pojęcie. Poprosiła mnie o pomoc. Często kręciło jej się w głowie,
przy stawaniu na stołku, a tam miałaby wchodzić na drabinę. Strach myśleć co
stałoby się jakby spadła. Właśnie w taki sposób przyszło mi poznać Madison.
- Jeffrey chodź tutaj, stań proszę na stołek i zawieś gwiazdę na
choince. Jesteś wyższy.
Kobieta uśmiechnęła się w moją stronę. Bez oporów wskoczyłem na
podwyższenie, by za chwile ukoronować pięknie ustrojone zielone drzewko,
błyszczącą ozdobą. Zlazłem ze stołka, odstawiając go na bok, aby nie plątał się
pod nogami. Stanąłem w dalszej odległości, by móc dokładnie obejrzeć efekty
naszej wspólnej pracy. Była ogromna. Włączyliśmy światełka. Powalająca. Sam
zawsze uwielbiałem patrzeć na kolorową, podświetloną choinkę. Symbol.
- To jeszcze nie koniec. - Zaśmiała się.
Pokręciłem głową. Byłem szczęśliwy, dobry humor udzielał się wszystkim
wokół. Następnym zadaniem było powieszenie wyciętych z papieru liter "Merry Christmas" na tablicy wiszącej nad siedzeniem -
jeszcze nieobecnego - Mikołaja. Tym razem nawet najwyższy stołek nie byłby w
stanie wynieść mnie aż tak wysoko. Wspiąłem się więc na drabinę. Matka podała
mi potrzebne przybory do przyczepienia napisu. Sama gdzieś zniknęła. Zdałem
sobie z tego sprawę w momencie, gdy na moje pytanie odpowiedział całkowicie
nieznany mi głos.
- Prosto?!
- Jak od linijki. –Usłyszałem słodki, dziewczęcy, roześmiany głos.
Odwróciłem się delikatnie. Nic jednak nie zobaczyłem. Schodek po
schodku schodziłem na ziemię. Z ostatniego zeskoczyłem. Rozejrzałem się
dookoła. Ujrzałem dziewczynę. Na oko miała 15 lat. A więc wyglądała na dwa lata
więcej. To była Mad. W tamtej chwili oczywiście nie zdawałem sobie z tego
sprawy. Była dla mnie obcą dziewczyną. Nieznajomą. Speszyła mnie sytuacja w
jakiej się znaleźliśmy.
- Wybacz, myślałem, że... Moja mama gdzieś zniknęła, pomagam jej.
Odruchowo rozglądałem się dookoła. Nie chciałem wyjść na debila
gadającego do siebie. Nigdzie jej nie było. Mamo, dlaczego mi to robisz? Tak,
dokładnie to pamiętam. Chciałem zapaść się pod ziemie.
- Wiem. – Prychnęła śmiechem. Poczułem się jeszcze gorzej. - Uciekam.
Zobaczę efekty jutro.
Puściła mi oko po czym poruszyła głową, by włosy opadły na jej twarz.
Mimowolnie uniosłem kącik ust w górę. Gdy zaczynałem się rozluźniać, ona
chciała uciec.
- Poczekaj… - Poprosiłem. Dziewczyna mruknęła coś na kształt „hm?” - Powiesz
mi jak masz na imię?
- Madison.
Skinęła głową. Zdradzając mi swe imię.
- Czy to możliwe, że chodzimy do jednej szkoły? Wydaje mi się, że
gdzieś już Cię widziałem.
Podrapałem się po głowie. Znajoma mi już dziewczyna roześmiała się, co
znów wywołało we mnie dziwne zawstydzenie. W tamtej chwili wróciła moja matka.
Wołając głośno „Jak pięknie powiesiłeś, o, znajoma?”. Wtedy moje policzki
przybrały różowy kolor. Czułem. Madison jedynie zachichotała i powiedziała:
- Może.
I uciekła, tak jak mówiła.
(...)
W tamtym momencie pierwszy raz rozmawiałem z
panienką Grant. Przedstawiła mi się. Kolejne spotkania miały miejsce w szkole.
Podszedłem do niej, na przerwie obiadowej. Przysiadłem obok przy stoliku. Jej
koleżanki mało nie zleciały z krzeseł. Zdziwiły się. Bardzo. Trzymałem się z
bandą punków. Rzadko zadawaliśmy się z kimś, z młodszych klas. Każdy chodził na
czarno. W skórzanych kurtkach. Połowa miała kolorowe włosy, postawione na żel.
Mieliśmy swoje ustalone miejsce w stołówce, przy którym siadaliśmy. To były
ciekawe czasy. Czasem za nimi tęsknię. Chociaż niewiele się zmieniło.
Po pewnym czasie widywaliśmy się regularnie. Po
lekcjach spotykaliśmy się przed budynkiem, by wrócić razem do domu. Nieistotne,
że mieszkałem w innej części miasta. Oczywiście nie od razu się do mnie
przekonała. Pierwszym razem, po zjedzeniu obiadu, namówiłem Mad, sam nie wiem
jakim cudem, do zerwania się z zajęć. Obojga nas czekały jeszcze cztery długie
lekcje. Poszła. Z wielkimi oporami, ale zgodziła się. Nie wiem, czy to był z
jej strony przejaw głupoty? A może szaleństwa? Iść w nieznanym kierunku, z
nieznajomym chłopakiem, po zerwaniu się ze szkoły. Ryzyk fizyk, raz się żyje
nie? Brzmi niebezpiecznie.
W tamtym czasie również niewiele mówiła. Tyle
tylko, że często śmiała. W ostatnich dniach nie zrobiła tego ani razu. Jak tak
teraz myślę, brakuje mi tego radosnego dźwięku.
Dzięki niej poznałem Diego. Mieszkali niedaleko
siebie. Znała go piętnaście lat. Rodzina Rodrigez przeniosła się do nas z
Phoenix. Nie widywaliśmy go w szkole. Ojciec zapisał każde z dzieci do
prywatnej. Mocno cisnęli na edukację. Chcieli zapewnić dobre wykształcenie
swoim pociechom. Zawsze myśleli przyszłościowo. Już przy narodzinach snuli
daleko sięgające scenariusze. Czy pójdą na studia medyczne, a może prawnicze?
Założą swoją kancelarie, a może będą pracować w stanowym szpitalu? Wykreowali
im całe życie. Nie miałem wątpliwości, w taki sposób przejawiali swoją troskę.
Kochali dzieci. Czasami zazdrościłem Rodrigezowi pieniędzy. Mieszkał w
olbrzymim domu. Zawsze dostawał to, czego chciał.
Za to matka Madison, nie interesowała się nią,
nawet w najmniejszym procencie. Jednak na życiorys tej dziewczyny przyjdzie
jeszcze czas. Wróćmy do chwili obecnej. Na wspomnienia mamy jeszcze mnóstwo
czasu. Nie mogę opowiedzieć wszystkiego na raz.
(...)
Kobieta rzuciła krótkie "idę się
wykąpać", znikając z pola widzenia. Postanowiłem więc, pod jej
nieobecność, porozmawiać z przyjacielem.
Gapił się ślepo w ścianę przed sobą. Miałem wrażenie, że trwa w jakimś
dziwnym, nieopisanym transie. Telewizor cicho zrzędził w tle. Nie oglądał. Marnował
energie, zupełnie niepotrzebnie ciągnął prąd. Sięgnąłem po pilota. Wyłączyłem
go. Mężczyzna ocknął się ze swojego stanu. Spojrzał na mnie w tak dziwny
sposób... Poczułem się mały jak palec.
- Koleś i tak nie oglądałeś.
Wzruszyłem ramionami, tamten jedynie prychnął
niezadowolony. Zachowuje się jak obrażony dzieciak, co jest kurwa? Niby dorosły
facet.
- Chuj Cię to, co robię, oraz to, czego nie robię.
Wycedził przez zęby. Przechylił do granic zieloną
butelkę piwa. Wypił resztkę, podnosząc się z krzesła. Chciałem się roześmiać.
Bawiła mnie taka postawa. "Mam muchy w nosie, nie ruszaj mnie, bo dostaniesz
w ryj."
- Nie idź nigdzie, mam zamiar z Tobą porozmawiać. -
Wiedziałem, że moje słowa zrozumie po swojemu, dlatego szybko dopowiedziałem. -
Dopóki Mad tutaj nie ma.
Jego twarz przyjęła blady kolor. Wykrzywił usta w
krzywym, złośliwym uśmieszku.
- Ta dziewczyna dla mnie nie istnieje. – Przeszedł
dwa kroki w przód, po czym dodał odwracając się. - Zrozumiano?
Poczułem, że złość dosłownie się we mnie gotuje.
Nie mogłem pojąć jak można być takim kretynem. Mój najlepszy kumpel jest chorym
skurwysynem. W między czasie wspomniany debil wyszedł do kuchni. Zgadywałem, że
po kolejne piwo. Liczyłem wolno do dziesięciu. Doszedłem do liczby 7, gdy ten
pojawił się w drzwiach. Jak gdyby nigdy nic wypijał kolejną butelkę taniego
piwa.
- Powiedz mi, dlaczego zachowujesz się jak
dzieciak. Co ona Ci zrobiła? Co ja Ci zrobiłem? - Spojrzałem w stronę
mężczyzny, podnosząc się z krzesła. Nie odpowiadał.
Udawał, że nie istnieje. Jak grochem o ścianę. Czyż
to nie jest zachowanie typowego dziesięciolatka? Postanowiłem uderzyć w
najczulszy punkt.
- Kiedyś jednak dla Ciebie istniała, grając główną
rolę, w Twoim zajebistym życiu. Nagle przestała?
Piłka w grze. Momentalnie odsunął szkło od ust
przekręcając łeb w moją stronę. Jak za chwilę jego pięć nie spotka się z moją
twarzą, będzie idealnie. Obserwował mnie, to przerażające. Miał taki świdrujący
ten swój wzrok. Przeszywał na wskroś. Już otwierał usta, bym mógł cokolwiek się
dowiedzieć... Gdy do pokoju weszła nasza Mad. Zakląłem pod nosem uderzając się
otwartą dłonią w czoło.
- Gówno Ci do tego, zjebańcu. Nic Ci nie powiem.
Rzucił prędko. Chciałem coś powiedzieć, jednak w
tamtym momencie, widziałem już jedynie plecy tego kretyna. Dziewczyna podeszła
do mnie, łapiąc kurczowo mój nadgarstek. Objęła go dokładnie swoimi zimnymi
palcami. Spojrzałem na nią wymownym
spojrzeniem. Wiedziałem, że przysłuchiwała się naszej rozmowy.
- O co chodzi, dlaczego się kłócicie? Powiedz mi. -
Próbowała szeptać, w miarę powstrzymując swoją złość.
Wziąłem głęboki oddech przyciągając ją w miarę
bliżej siebie.
- O nic nie chodzi, dlaczego nie poszłaś się kąpać?
Nie dała za wygraną. Wyciągnęła mnie z domu.
Zaczęła wrzeszczeć. Pierwszy raz w życiu widziałem ją tak wściekłą. Wymachiwała
rękoma. Gotowało się w niej z wściekłości. Nie rozumiałem początkowo skąd jej
się to wzięło. Przecież nic nie zrobiłem. A na pewno nie czułem, że miała
powody do takiej agresji.
- On dla mnie nie istnieje.
Powiedziała na koniec, brzmiała tak smutno. Czułem,
że słowa więzły w jej gardle, nie pozwalając na wypowiedzenie. Dejavu, co?
Skurwiel mówił to samo. Nie rozumiałem co jest grane. Nasz najlepszy kumpel
zmarł, a oni postanowili toczyć między sobą wojnę?
(...)
Podczas drogi do Phoenix.
Każde z nas miało mnóstwo czasu, dla własnych
myśli. Jak już wcześniej wspomniałem, rozmowy były ograniczone do minimum. Siedząc
na tylnym siedzeniu mogłem spokojnie podziwiać uroki naszego pięknego kraju.
Może to kompletny banał, ale uwielbiałem przyrodę. To prawda, wcześniej
wspomniałem, że świeże powietrze to nie dla mnie. Jeżeli ma być to bieganie, to
zdecydowanie takiej formy spędzania czasu w plenerze bym nie zniósł. Gdy mowa o
spożywaniu czegoś na łonie natury, czy to alkoholu, czy jedzenia, jestem jak
najbardziej zainteresowany. Oczywiście z procentami we krwi ciężko jest omijać
wystające korzenie drzew, w lesie, albo trzymać równowagę w nierównym terenie.
Tutaj jednak nie ma niczego nadzwyczajnego. Wszystko ma swoje plusy, jak i
minusy. Taka jest oczywista kolej rzeczy.
Zawsze gdy wybieram się gdzieś dalej, mam ochotę
wszystko obfotografować. Każdy nawet najmniej oryginalny zakątek. Pojedyncze drzewo, czy żerujący na
nim mech. Zachód słońca, a może i wschód? Czasem jestem dziwnym człowiekiem.
Potrafię jednak cieszyć oko czymś, co dla kogoś innego może być niczym
szczególnym. W tym też jest jakiś urok. Nie wszyscy mają taki zmysł. Mnie nie
potrzeba drogich aut, żebym poczuł satysfakcję. Dla mnie każdy samochód jest
piękny. Tak samo natura. Bezkres oceanu. Ogrom gór. Dzicz lasu równikowego. Piękno
promieni słońca, odbijających się w tafli jeziora. Szum lasu. Zapach deszczu.
Błyskawicę podczas burz.
Gdybym kiedyś miał okazję przykuć się do jakiegoś
drzewa, które chcieliby ściąć, żeby postawić parking, uwierzcie, zrobiłbym to!
Siedziałbym na nim tygodnie, jeżeli istniałaby taka potrzeba. Jestem melomanem
piękna.
Około godziny dwudziestej trzeciej postanowiłem, że
zatrzymam się gdzieś na noc. Co prawda oboje spaliśmy na zmianę z wartą przy
kierownicy. Mimo wszystko jestem na tyle przezorny, że obawiam się wielu
scenariuszy. Chociażby zaśnięcia za kółkiem. Akurat trafiliśmy na niezły motel.
- Powinniśmy odpocząć.
Rzuciłem zatrzymując się na parkingu. Wyłączyłem
silnik, wyciągając klucze ze stacyjki. Madison w mgnieniu oka opuściła
samochód. Zatrzaskując z całą siłą drzwi od strony pasażera... Miałem wrażenie,
że właściciela bryki zaraz chuj jasny strzeli.
- Co za suka. - Stwierdził zdenerwowany. Pokręciłem
głową zdegustowany.
Miałem ochotę przywalić mu za to w twarz.
Najchętniej zostawiłbym ich tutaj we dwoje, zdanych jedynie na siebie.
Wysiedliśmy
z auta. Na szczęście był wolny pokój. Stosunkowo niedrogi. Nasz zysk.
Po otrzymaniu klucza, podjąłem się nieciekawego
zadania. Chciałem porozmawiać z naszym nerwusem. Jestem wytrwały w swoich
postanowieniach. Przysięgam, kiedyś mnie to zgubi. Ktoś mnie za to zamorduje.
Dociekliwość i włażenie w dupę. Ma ktoś wazelinę?
- Powiedz mi do jasnej cholery o co Ci człowieku
tak naprawdę chodzi? - Zacząłem bez owijania w bawełnę. Bo i po co?
Zainteresowany jedynie spojrzał na mnie kątem oka.
Po czym totalnie olewając ruszył przed siebie. Zagotowało się we mnie. W
sekundzie znalazłem się obok niego. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Pchnąłem
mężczyznę w stronę ściany. Na której w efekcie wylądował. Ocknął się, patrząc
na mnie naprawdę zdziwionym spojrzeniem. Zszokował go taki obrót zdarzeń.
- Odpierdol się, dobrze? – Krzykną.
Ja jednak dalej drążyłem. Mężczyzna otrzepał się
wręcz teatralnie z drobinek niewidzialnego kurzu, by w końcu przemówić, na
temat:
- O nią
chodzi. Zabiła mi przyjaciela, spierdalaj!
Tym razem to mnie dosłownie ścięło z nóg.
Już chciałem coś powiedzieć. Stanąłem jak wryty. Z
szeroko otwartą gębą. Przez głowę przelatywały mi setki myśli. Jak to zabiła?
Madison? Ten człowiek, który nawet przeklinać nie potrafi? To była chyba jakaś
kpina. W co on grał, oboje, co robili? To jakieś przedstawienie? Ukryta kamera?
Mam pomachać? Nie wiedziałem co mam myśleć… Chcą zrobić ze mnie obłąkanego?
- Co, zdziwiony? Pani idealna nie jest już takim
aniołkiem? - Zaśmiał się krótko. Ironicznie. Szyderczo. Przeszły mnie
nieprzyjemne ciarki. - Zejdź mi z oczu patałachu. Mam ją, jak i Ciebie głęboko
w dupie.
Jesuuu, jakie to zajebiste! Ciekawy obrót akcji... W ogóle wszystko tak cholernie intrygujące. Wciąż wiemy tak cudownie mało. Diego, Madison.. Teraz Jeffrey... Cholera, już się nie mogę doczekać następnej części! Świetnie piszesz, Twoje teksty wciągają. Są tu genialne opisy, które uwielbiam :3 Fajne jest również, że piszesz z perspektywy chłopaka, faceta. Zawsze są to laski, więc to miła odmiana :))) Poza tym, zajebiste są te wspomnienia ^^ To tak przybliża osobę opowiadającą...
OdpowiedzUsuńOgólnie zajebiste <3
Hugs, Rocky.
Właśnie sporo osób już zwróciło mi uwagę na narratora. Nie wiem czy ktoś z czytających pamięta, ale zawsze szło mi lepiej (miałam większe pole do popisu) "będąc" facetem. xD
UsuńPierwsza! :) No widzę, że się rozkręcasz, jest super znalazłam chyba dwa błędy, ale wybaczam, bo każdemu mogą się zdarzyć. Co do Jeffrey'a to Izzy prawda?... Potem gdy opisywałaś jego zamiłowanie do piękna, do przyrody, robienia zdjęć, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to Pan "whatever", ale mogę się mylić. Super piszesz i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Trudno mi coś w tej chwili powiedzieć o Madison, ale czy to możliwe, że byłaby zdolna kogoś zabić, hmmm to się okaże. Trzymasz Nas w napięciu. Czekam na kolejny to pisz pisz i weny życzę. Adios!
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa czy ktoś obczai pana "nieważne". Hehe, możliwe, że są to odpowiednie skojarzenia, ale nie zapominaj, że dzisiejszy dzień jest niepewny. W końcu mamy prima aprilis, mogę grać wam na nosie w bardzo wyrafinowany sposób. :-)
UsuńMyślę, że tym razem rozdział pojawi się w poniedziałek, miałam problemy z internetem. Ale kilka godzin różnicy to nic wielkiego.
Dziękuję za komentowanie. I błędy są na pewno, mimo, że sprawdzałam chyba tysiąc razy. Moje oko męczą dłuższe teksty, a to aż pięć stron worda.
Pozdrawiam i dziękuję!
Nadal jest dużo tajemnic i sporo do opowiedzenia, ale i tak bardzo mi się podoba. Muszę przyznać, że spodobała mi się postac Jeffreya, gdyż ma ciekawy charakter. Ciekawe, czego jeszcze się dowiemy.
OdpowiedzUsuńWeny :)
Tak naprawdę to dopiero początek, liczę w głębi duszy, że uda mi się poprowadzić całą akcję równie ciekawie, jak te dwa rozdziały. Pozostawiając ciągle nutkę niewiedzy. Nie obiecuję, że się to uda, ale mimo wszystko będę się starać, nie zawieść!
UsuńNie wiem czy to zbie żność imion, czy tym tajemniczym narratorem jest Izzy! ^^ Właściwie to by pasowało. Najlepszy kumpel o wrednm charakterze (bo jak to inaczej określić) - Axl. Mam przeczucie, że to jednak Stradlin.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. :)
Przeczucia są fajne, bardzo się cieszę jak się nimi dzielicie. Uwielbiam czytać komentarze, długie i treściwe.
UsuńCzekaj czekaj, już jest prawie pół kolejnego rozdziału, pewnie będzie za równy tydzień. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem! :-)
Haha. xD Mam nadzieję, że w następnym dasz mi odpowiedni powód do zaobserwowania bloga. ;)
UsuńMam cichą nadzieję, że jednak uda mi się Ciebie przyciągnąć na tyle, że zaobserwujesz. Co równa się z pozostaniem na dłużej. ^^
UsuńKiedy przeczytałam imię Jeffrey to pomyślałam sobie o Izzy'm, ale teraz to ja się zastanawiam, bo jakoś tak od początku wydaje mi się, że to raczej jest autorskie od A do Z, a nie fanfick... ale mogę się mylić.
OdpowiedzUsuńHm, tak sobie myślę, o co w tym wszystkim chodzi i jakoś nie mogę dojść do żadnego wniosku. No dobra, końcówka trochę zaskakująca, ale teraz trzeba się zastanowić, czy Mad zabiła, bo zrobiła to naprawdę (chociaż pewnie by poszła od razu siedzieć, albo chociaż by była podejrzana, czy coś..) czy tylko ten koleś sobie jakoś wkręca, bo nie wiem.. Mad mogła się jakoś przyczynić do śmierci przyjaciela. Dobra, to chyba wszystko jest trochę za bardzo skomplikowane, a ja się nie będę na razie nad tym roztrząsać, bo chyba nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Powiem Ci, że cudowny pomysł z tymi świętami, z tym centrum handlowym i tak dalej. No nie wiem, ale jakoś jak to czytałam, to zdałam sobie sprawę, że chyba jeszcze nigdy nikt (przynajmniej to co ja czytałam) nie opisał tego faktu, który przecież jest dość powszechny w USA...
Zastanawiam się, co mogę jeszcze powiedzieć. Pięknie napisane.
Boże, jaki ten komentarz jest beznadziejny ;/
Pozdrawiam :*
Nie wiem czy fanfikiem można nazwać opowiadanie w którym jedynie bohaterowie mają imiona i wygląd gości ze znanego zespołu. Jednak niczego nie potwierdzam, ale również nie zaprzeczam. :-)
UsuńCo prawda to prawda, jestem przywiązana do pewnych charakterów, szczególnie wiedzą to Ci, którzy czytali mnie wcześniej, prawda Rosie?
Wiem o co chodzi. Ja nawet jak zaczynam pisać coś autorskiego, to niektóre postaci przypominają bardzo te blogowe z różnych zespołów. :D
UsuńPo prostu odruch kreowania postaci na przyjaciół/aktorów/ludzi z zespołu. A wygląd można zapożyczyć różny. :-)
UsuńBoże, znowu zaległości. Zabij mnie. Albo zlikwiduj szkołę...
OdpowiedzUsuńJutro wszyściutko nadrobię i postaram się skomentować! ;)
Zgadzam się z Chelle. Zabij lub zlikwiduj budę, chociaż ja mam rekolekcje.
OdpowiedzUsuńCzytalam na fonie, nie mam fuknkcji na komy. :c
U mnie 39, z twoim cytatem.
A twój rozdział- cudo!
Spieszę się ;c
Paaa
Cudowny rozdział.Uwielbiam, gdy w opowiadaniu jest dużo opisów, także wielki plus. Świetna jest ta tajemnica panująca w rozdziałach, to chyba przez nią, gdy czytam wyobrażam sobie że wszystko dzieje się nocą/wieczorem, coś w stylu obrazków ''dark grunge'' XD. Jest nad czym się zastanawiać.
OdpowiedzUsuńPojawia się Jeffrey i od razu skojarzenie z Izzym, do tego przyjaciel-skurwiel. Hmm :D
Mad morderczynią? No nie wiem. A może jeśli już, to tylko się przyczyniła do śmierci Diega?
Kurczę, nie mam pojęcia. Znowu nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale to dobrze.
Życzę weny i satysfakcji z kolejnego rozdziału XD /G.
Ej, ale ja jak czytam to co piszę, żeby wyłapać błędy to też czuje się w takim grungowym zdjęciu, a dokładniej "na". O ile tak można powiedzieć. Wyjęta z niego. :-)
UsuńMam nadzieję, że ta "mgiełka" pozostanie do samego końca, nic nie może być oczywiste, to by była katastrofa.
Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Dopiero teraz komentuję. Hańba mi za to.
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz przejdźmy do tego zajebistego rozdziału. Zacznijmy w ogóle od tego, że moje gówniane komentarze i tak nie wyrażają tego co czuję, po czytaniu tak genialnego opowiadania.
Po pierwsze, jestem zauroczona akcją i opisami i bohaterami. No wszystkim po prostu!
Po drugie, zżera mnie zazdrość. Niestety, to moja wada. Zazdrość. Hm.
Ale co ja do cholery mam zrobić, skoro czytam tak mistrzowski rozdział. Chyba pogodzę się z tym, że nigdy nie dorównam Twojemu poziomowi. So sad. Dobra, nevermind. Znowu skupiłam się na sobie. Cholera.
Kochana ABC, taki zwrot akcji o mało co nie przyprawił mnie o zawał. Całość czytałam z wielkim zaciekawieniem, jednak końcówka wbiła mnie w krzesło. Czy Maddie rzeczywiście zabiła Diego/ Diega (nie wiem jak to się odmienia xD)? Czy byłaby do tego zdolna? Osobiście w to wątpię... Chociaż.
No dobra, nie wiem co myśleć, dlatego czekam na następny rozdział! :)
A i jeszcze jedna wzmianka :D Jeffrey. Czy tylko ja miałam przed oczami Stradlina? :o
Ups, wybacz, jeszcze coś mi się przypomniało. Najbardziej sensowne słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam. "Szkoła niszczy." <----- Zgadzam się w stu procentach. Najlepiej spalmy tą budę, wysadźmy, cokolwiek. Wtedy miałabym czas na wszystko ;___;
KONIEC! Nie pieprzę więcej! Jedyne co powiem, to to, że bardzo Cię cenię, jako pisarkę. Jesteś moją idolką. Tak to ładnie ujmę :D
Love,
Chelle ;*
Nie rozumiem jak może zżerać zazdrość, kiedy nawet moje pisanie nie jest dobre. Naprawdę, ja piszę przeciętnie. Moim oczywiście marzeniem wielkim, jest wydanie książki, nie istotne na jaki temat. Byle udało mi się zyskać sukces dzięki takiej pracy. Marzenia jednak pozostają zawsze w sferze marzeń. Smutne. ._.
UsuńJakiemu poziomowi nie dorównasz? Piszę naprawdę... kiepsko. Co do obrotu akcji, jezusku, o to właściwie chodziło. Przecież nie można kończyć swoich rozdziałów czymś, co nie będzie zaskakujące, hihihi.
Możliwe, możliwe, że Twoje oczy dobrze widzą, ale przecież nic nigdy nie wiadomo. Ja bywam nieprzewidywalna.
Kocham takie komentarze. :*
Cześć.
OdpowiedzUsuńPrzyszłam powiedzieć (a raczej napisać), a w sumie to po prostu podziękować z całego swojego chorego serduszka za Twój komentarz u mnie. Nawet nie wiesz, ile radości sprawiło mi te parę pięknych słów! Miło mi straaaasznie. Dziękuję :)
Tak, tak myślę, że miałyśmy już ze sobą do czynienia za czasów onetu, o ile to ty pisałaś o Marcie (przepraszam, jeśli pomyliłam imię), Axlu, Donnie i Slashu :)
Przyznaję, że czytałam Twój prolog i zaciekawił mnie. Miałam skomentować, ale ostatnio trudno mi znaleźć jakąś dłuższą wolną chwilę. Ale na pewno nadrobię i skomentuję, masz moje słowo!
Jeszcze raz dziękuję za komentarz <3
Co mogę Ci napisać. Mamy tu parę poszczególnych informacji, jedno wspomnienie, ale to wszystko w dalszym ciągu nie składa się w jedna i logiczną całość. Zdaje sobie sprawę, że to celowy zabieg i bardzo dobrze, bo dajesz nam posmakować relacji między bohaterami i szczyptę ich charakteru, ale to wciąż za wcześnie aby oceniać. Nie mniej, melodia myśli jest fenomenalna, bardzo mi się podoba. Na ostatnich warsztatach pisarskich mieliśmy napisać co to jest facebook. Jeden koleś ują to bardzo trafnie, a to zdanie przypadło mi do gustu równie mocno co ten rozdział. Napisał "Facebook to rodzaj moralnej masturbacji." Tyle w temacie i tym drobnym akcentem kończę mój komentarz. ;)
OdpowiedzUsuńMiałam skomentować wcześniej, jednak w tym tygodniu ostro wzięłam się do nauki. Ale ja nie o tym przyszłam pisać.
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział, mówiłam sobie w myślach "aha! To tak powinno wyglądać opowiadanie!". Czuję jakbym się czegoś nauczyła. Fajne doznanie! Dziękuję!
Abym zaraz mogła przejść do wysławiania, muszę wspomnieć o paru mikroskopijnych niedociągnięciach. Miałam to dokładnie przedstawić, ale w natłoku zdarzeń z rozdziału zapomniałam o co chodzi. W którymś fragmencie nie za bardzo wiedziałam o co chodzi...nieważne. Przynajmniej wiem, że nie komentuję wpisu kogoś kto tego komentarza nie potrzebuje. Tak ludzko.
Cholera, to jest świetne! Ostatnio zastanawiałam się czy nie zaczekać z czytaniem do kolejnego rozdziału albo nawet do końca opowiadania, byleby tylko nie czekać na kolejny jak na szklankę wody na pustyni. Jestem spragniona kolejnych rozdziałów.
Twój wielki powrót podniósł poprzeczkę w sferze opowiadań niewyobrażalnie wysoko. Znów nie mogę skoncentrować się na konkretnej, jednej rzeczy.
Wracając. Powolutku zakreśla mi się jakiś obraz tego co mogło się wydarzyć pomiędzy 'skurwielem' i Mad. Wciąż jednak wszystko jest owianą wielką tajemnicą co działa na moją wyobraźnię jak...jak...brakuje mi porównania, jednak działa i to potężnie.
Potrafisz pisać i świetnie Ci to wychodzi, co udowadnia fakt, że wciągnęłam się w rozdział do granic możliwości wciągnięcia w rozdział. Tzn. wyłączyłam nieużywane części mózgu. Wielbię podróże, które mi fundujesz.
Wspomnienia o rodzinie faktycznie dużo wprowadzają. Bez dwóch zdań sporo dowiedzieliśmy się o głównym bohaterze.
Spotkanie z Madison to część, która najbardziej zapadła mi w pamięci. Ta dziewczyna jest tam inną osobą. Po mistrzowsku, jak zwykle, opisałaś całe zajście tak zgrabnie wplatając moje ukochane święta w tło.
Lubię kiedy bohaterowie się kłócą. Po prostu są wkurzeni do stopnia gotowości zabicia mamuta, jeśli zajdzie potrzeba. Uchwyciłaś tę dynamikę czasu i to chyba podobało mi się najbardziej.
A na koniec coś, co rozbawiło mnie do łez "Dociekliwość i włażenie w dupę. Ma ktoś wazelinę?". Zabieram się za rzeźbienie pomnika na Twą cześć. Uczyniłaś moje życie lepszym!
Meeeega *______* Dziękuję za zajrzenie do mnie i powiadomienie mnie o istnieniu tego bloga xd. Tak, tak wiem jaka jestem głupia xd.
OdpowiedzUsuńSzczerze po przeczytaniu tych 2 części i prologa mogę śmiało stwierdzić, że nie wiele brakuje Ci do Stephena Kinga miszcza mego :3. Dziękuję Ci także za to, że Med ma zielone oczy :D. Wszyscy bohaterowie w większości opowiadań mają wszystkie kolory oczu oprócz zielonego. To takie smutne, gdy ma się zielone oczy ;(. Żartuję nie załamuję sie z tego powodu xd.
Kocham ten prolog. Śmierć, śmierć :3. Uwielbiam mieć życie bohatera w swoich rękach, mogę zrobić co chcę :D.
"Troszkę" się rozpisałam. Szkoda, że tak nuuuuudno, mam jednak nadzieję, że jakoś doszłaś do tego momentu, więc nie będę przedłużać xd.
Weny, życzę :)
Czy ja dobrze widzę? Mam zaległości? Dobrze, że jutro robię sobie wolne od szkoły, to może uda mi się przeczytać :))
OdpowiedzUsuńTym czasem zapraszam na naszego bloga, na którym znajdziesz nowy, już 3 rozdział. Miłego czytania i liczymy na komentarz! c:
http://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com/2014/04/rozdzia-iii.html
Wow. Nie dość że komentuje z opóźnieniem, to jeszcze tak krótko. Weny
OdpowiedzUsuń