wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 2. ~ Dla mnie nie istniejesz.

Śmierć nie jest dobra, śmierć jest zła
Nie jest piękna.
niczym wiosenne kwiaty, piękno zachodu
prawdziwe uczucie.
Obiecanki, cacanki, umieranki.
Ze specjalnym wyróżnieniem
opuszczasz moją duszę.
Wszechobecna śmierć.

Jaguar XJS był pięknym autem. Mieliśmy przemierzyć nim dwa tysiące mil. Zauroczyłem się. Potrafiłem cieszyć oko dobrymi samochodami. Tak jak i pięknem kobiecej urody. Moje dwie słabości. Grzeczny chłopiec?  Zdecydowanie to określenie gryzło się z cechami mojego charakteru. Auta były na drugim miejscu, zaraz po środkach odurzających.
Nasza czwórka nie była typem przyjaciół wychodzących na pizzę, lub piątkowy wypad na mecz. Sport w ogóle nie wchodził grę. Prawdę mówiąc nienawidzę biegać. Ruch i świeże powietrze nie są moim konikiem. Żadnego nie uprawiam. Wychowanie fizyczne było moim koszmarem. Ogółem nauka nie szła mi zbyt dobrze. Szkoła niszczy.
Skoro już tak przenieśliśmy się w nieco odleglejszą przeszłość, pozwólcie, abym opowiedział wam jedno z ciekawszych wspomnień. Na pewno nie pożałujecie. Wiele można się będzie dowiedzieć. Zapraszam. Zabawmy się w wehikuł czasu.
(...)
Wspomnienia z dnia 5 grudnia '80.
Pamiętam dokładnie tamten dzień. Z wielu powodów. Na pewno najważniejszym było poznanie Madison. Innym zaś, ostatnie święta z moją siostrą Jasmine. Spokojnie, ona żyje. Jednak w roku 1981 opuściła rodzinne gniazdko. Wyjechała na wymianę Francuską. Miała tak dobre oceny, że przyjęli ją na stałe do tamtejszej, paryskiej szkoły. Postanowiła nie wracać po ukończeniu studiów. Zamieszkała w Europie. Poznała tam swojego przyszłego męża, Pascala. Przejmując jego nazwisko. Teraz moja kochana siostra nazywała się Varges. Mija już cztery lata od kiedy wyszła z domu. Widujemy się bardzo od tamtego czasu. Niestety nie stać nas na podróżowanie na „takie” podróże. Nie wiem. Nie jestem dobry z geografii, jednak każdy głupi stwierdzi, z niewielką wiedzą, że Europa leży bardzo daleko. Jasme przylatywała do nas na początku roku, kiedy bilety były najtańsze i w urodziny mamy. Dla niej idealnym prezentem była możliwość przytulenie swojej córki. Ojciec zawsze udawał niewzruszonego, ja jednak wiedziałem, że ten facet miał uczucia. Na pewno przeżywał wszystko, w zaciszu swoich myśli. Siostra spędzała święta ze swoim mężem w jego rodzinnej miejscowości. Do domu zaglądała tak jak wspomniałem, dopiero później. Gdy wszystkie osoby wylatujące na Boże Narodzenie wrócą, bilety są tańsze, nie ma tłoku. Jasne, że było nam przykro, święta to jednak szczególny czas. Nie trzeba wierzyć w istnienie Boga, wystarczy kojarzyć je z rodzinnymi spotkaniami.  W moim przypadku wiara była jedynie umowna. W tym wieku nie myśli się o tym, co jest po śmierci. Człowiek powołuje się na Boga zwykle wtedy, gdy ktoś z jego rodziny ciężko choruje. Śmieszą mnie takie sytuacje. Syn choruje na raka, matka biega co dzień do kościoła, błagać o jego życie.
Wracając do mojej siostrzyczki. Czasem przeżywałem jej nieobecność. Ceniłem Jasmine. Uważałem ją za autorytet. Podziwiałem. Z charakteru podobna była do naszej rodzicielki. Zorganizowana. Zawsze pewna siebie. Modnie ubrana. Umalowana. Uczesana. Obie regularnie chodziły do fryzjera i kosmetyczki, w miarę możliwości. Miała siłę perswazji, która działała nawet na ojca. Z zawodu wojskowego. Owinęła go sobie wokół palca już długo przed ślubem. Był na każde skinienie. Znając życie córeczka pójdzie w ślady matki, jej małżonek ma przejebane...
Zmieniłem temat.  Przyznaję się bez bicia. O mojej rodzinie mógłbym opowiadać godzinami. Wszyscy bardzo się cenimy. W końcu to jaki jestem, wyniosłem z domu. Przechodzę już do sedna sprawy, nie będę zanudzać.
Matka jest architektem. Zawsze przy świętach, lub innych okolicznościach, zajmuje się wystrojem tutejszego centrum handlowego. Tamtym razem przyszło jej zrobić główną wystawę. Co roku na parterze odbywają się spotkania z przebierańcem - Mikołajem. Dzieciaki sadza się na jego kolanach, a one opowiadają co chciałby w tym roku dostać pod choinkę. Jako architekt miała o tym wszystkim pojęcie. Poprosiła mnie o pomoc. Często kręciło jej się w głowie, przy stawaniu na stołku, a tam miałaby wchodzić na drabinę. Strach myśleć co stałoby się jakby spadła. Właśnie w taki sposób przyszło mi poznać Madison.
- Jeffrey chodź tutaj, stań proszę na stołek i zawieś gwiazdę na choince. Jesteś wyższy.
Kobieta uśmiechnęła się w moją stronę. Bez oporów wskoczyłem na podwyższenie, by za chwile ukoronować pięknie ustrojone zielone drzewko, błyszczącą ozdobą. Zlazłem ze stołka, odstawiając go na bok, aby nie plątał się pod nogami. Stanąłem w dalszej odległości, by móc dokładnie obejrzeć efekty naszej wspólnej pracy. Była ogromna. Włączyliśmy światełka. Powalająca. Sam zawsze uwielbiałem patrzeć na kolorową, podświetloną choinkę. Symbol.
- To jeszcze nie koniec. - Zaśmiała się.
Pokręciłem głową. Byłem szczęśliwy, dobry humor udzielał się wszystkim wokół. Następnym zadaniem było powieszenie wyciętych z papieru liter "Merry Christmas" na tablicy wiszącej nad siedzeniem - jeszcze nieobecnego - Mikołaja. Tym razem nawet najwyższy stołek nie byłby w stanie wynieść mnie aż tak wysoko. Wspiąłem się więc na drabinę. Matka podała mi potrzebne przybory do przyczepienia napisu. Sama gdzieś zniknęła. Zdałem sobie z tego sprawę w momencie, gdy na moje pytanie odpowiedział całkowicie nieznany mi głos.
- Prosto?!
- Jak od linijki. –Usłyszałem słodki, dziewczęcy, roześmiany głos.
Odwróciłem się delikatnie. Nic jednak nie zobaczyłem. Schodek po schodku schodziłem na ziemię. Z ostatniego zeskoczyłem. Rozejrzałem się dookoła. Ujrzałem dziewczynę. Na oko miała 15 lat. A więc wyglądała na dwa lata więcej. To była Mad. W tamtej chwili oczywiście nie zdawałem sobie z tego sprawy. Była dla mnie obcą dziewczyną. Nieznajomą. Speszyła mnie sytuacja w jakiej się znaleźliśmy.
- Wybacz, myślałem, że... Moja mama gdzieś zniknęła, pomagam jej.
Odruchowo rozglądałem się dookoła. Nie chciałem wyjść na debila gadającego do siebie. Nigdzie jej nie było. Mamo, dlaczego mi to robisz? Tak, dokładnie to pamiętam. Chciałem zapaść się pod ziemie.
- Wiem. – Prychnęła śmiechem. Poczułem się jeszcze gorzej. - Uciekam. Zobaczę efekty jutro.
Puściła mi oko po czym poruszyła głową, by włosy opadły na jej twarz. Mimowolnie uniosłem kącik ust w górę. Gdy zaczynałem się rozluźniać, ona chciała uciec.
- Poczekaj… - Poprosiłem. Dziewczyna mruknęła coś na kształt „hm?” - Powiesz mi jak masz na imię?
- Madison.
Skinęła głową. Zdradzając mi swe imię.
- Czy to możliwe, że chodzimy do jednej szkoły? Wydaje mi się, że gdzieś już Cię widziałem.
Podrapałem się po głowie. Znajoma mi już dziewczyna roześmiała się, co znów wywołało we mnie dziwne zawstydzenie. W tamtej chwili wróciła moja matka. Wołając głośno „Jak pięknie powiesiłeś, o, znajoma?”. Wtedy moje policzki przybrały różowy kolor. Czułem. Madison jedynie zachichotała i powiedziała:
- Może.
I uciekła, tak jak mówiła.
 (...)
W tamtym momencie pierwszy raz rozmawiałem z panienką Grant. Przedstawiła mi się. Kolejne spotkania miały miejsce w szkole. Podszedłem do niej, na przerwie obiadowej. Przysiadłem obok przy stoliku. Jej koleżanki mało nie zleciały z krzeseł. Zdziwiły się. Bardzo. Trzymałem się z bandą punków. Rzadko zadawaliśmy się z kimś, z młodszych klas. Każdy chodził na czarno. W skórzanych kurtkach. Połowa miała kolorowe włosy, postawione na żel. Mieliśmy swoje ustalone miejsce w stołówce, przy którym siadaliśmy. To były ciekawe czasy. Czasem za nimi tęsknię. Chociaż niewiele się zmieniło.
Po pewnym czasie widywaliśmy się regularnie. Po lekcjach spotykaliśmy się przed budynkiem, by wrócić razem do domu. Nieistotne, że mieszkałem w innej części miasta. Oczywiście nie od razu się do mnie przekonała. Pierwszym razem, po zjedzeniu obiadu, namówiłem Mad, sam nie wiem jakim cudem, do zerwania się z zajęć. Obojga nas czekały jeszcze cztery długie lekcje. Poszła. Z wielkimi oporami, ale zgodziła się. Nie wiem, czy to był z jej strony przejaw głupoty? A może szaleństwa? Iść w nieznanym kierunku, z nieznajomym chłopakiem, po zerwaniu się ze szkoły. Ryzyk fizyk, raz się żyje nie? Brzmi niebezpiecznie.
W tamtym czasie również niewiele mówiła. Tyle tylko, że często śmiała. W ostatnich dniach nie zrobiła tego ani razu. Jak tak teraz myślę, brakuje mi tego radosnego dźwięku.
Dzięki niej poznałem Diego. Mieszkali niedaleko siebie. Znała go piętnaście lat. Rodzina Rodrigez przeniosła się do nas z Phoenix. Nie widywaliśmy go w szkole. Ojciec zapisał każde z dzieci do prywatnej. Mocno cisnęli na edukację. Chcieli zapewnić dobre wykształcenie swoim pociechom. Zawsze myśleli przyszłościowo. Już przy narodzinach snuli daleko sięgające scenariusze. Czy pójdą na studia medyczne, a może prawnicze? Założą swoją kancelarie, a może będą pracować w stanowym szpitalu? Wykreowali im całe życie. Nie miałem wątpliwości, w taki sposób przejawiali swoją troskę. Kochali dzieci. Czasami zazdrościłem Rodrigezowi pieniędzy. Mieszkał w olbrzymim domu. Zawsze dostawał to, czego chciał.
Za to matka Madison, nie interesowała się nią, nawet w najmniejszym procencie. Jednak na życiorys tej dziewczyny przyjdzie jeszcze czas. Wróćmy do chwili obecnej. Na wspomnienia mamy jeszcze mnóstwo czasu. Nie mogę opowiedzieć wszystkiego na raz.
(...)
Kobieta rzuciła krótkie "idę się wykąpać", znikając z pola widzenia. Postanowiłem więc, pod jej nieobecność, porozmawiać z przyjacielem.  Gapił się ślepo w ścianę przed sobą. Miałem wrażenie, że trwa w jakimś dziwnym, nieopisanym transie. Telewizor cicho zrzędził w tle. Nie oglądał. Marnował energie, zupełnie niepotrzebnie ciągnął prąd. Sięgnąłem po pilota. Wyłączyłem go. Mężczyzna ocknął się ze swojego stanu. Spojrzał na mnie w tak dziwny sposób... Poczułem się mały jak palec.
- Koleś i tak nie oglądałeś.
Wzruszyłem ramionami, tamten jedynie prychnął niezadowolony. Zachowuje się jak obrażony dzieciak, co jest kurwa? Niby dorosły facet.
- Chuj Cię to, co robię, oraz to, czego nie robię.
Wycedził przez zęby. Przechylił do granic zieloną butelkę piwa. Wypił resztkę, podnosząc się z krzesła. Chciałem się roześmiać. Bawiła mnie taka postawa. "Mam muchy w nosie, nie ruszaj mnie, bo dostaniesz w ryj."
- Nie idź nigdzie, mam zamiar z Tobą porozmawiać. - Wiedziałem, że moje słowa zrozumie po swojemu, dlatego szybko dopowiedziałem. - Dopóki Mad tutaj nie ma.
Jego twarz przyjęła blady kolor. Wykrzywił usta w krzywym, złośliwym uśmieszku.
- Ta dziewczyna dla mnie nie istnieje. – Przeszedł dwa kroki w przód, po czym dodał odwracając się. - Zrozumiano?
Poczułem, że złość dosłownie się we mnie gotuje. Nie mogłem pojąć jak można być takim kretynem. Mój najlepszy kumpel jest chorym skurwysynem. W między czasie wspomniany debil wyszedł do kuchni. Zgadywałem, że po kolejne piwo. Liczyłem wolno do dziesięciu. Doszedłem do liczby 7, gdy ten pojawił się w drzwiach. Jak gdyby nigdy nic wypijał kolejną butelkę taniego piwa.
- Powiedz mi, dlaczego zachowujesz się jak dzieciak. Co ona Ci zrobiła? Co ja Ci zrobiłem? - Spojrzałem w stronę mężczyzny, podnosząc się z krzesła. Nie odpowiadał.
Udawał, że nie istnieje. Jak grochem o ścianę. Czyż to nie jest zachowanie typowego dziesięciolatka? Postanowiłem uderzyć w najczulszy punkt.
- Kiedyś jednak dla Ciebie istniała, grając główną rolę, w Twoim zajebistym życiu. Nagle przestała?
Piłka w grze. Momentalnie odsunął szkło od ust przekręcając łeb w moją stronę. Jak za chwilę jego pięć nie spotka się z moją twarzą, będzie idealnie. Obserwował mnie, to przerażające. Miał taki świdrujący ten swój wzrok. Przeszywał na wskroś. Już otwierał usta, bym mógł cokolwiek się dowiedzieć... Gdy do pokoju weszła nasza Mad. Zakląłem pod nosem uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- Gówno Ci do tego, zjebańcu. Nic Ci nie powiem.
Rzucił prędko. Chciałem coś powiedzieć, jednak w tamtym momencie, widziałem już jedynie plecy tego kretyna. Dziewczyna podeszła do mnie, łapiąc kurczowo mój nadgarstek. Objęła go dokładnie swoimi zimnymi palcami.  Spojrzałem na nią wymownym spojrzeniem. Wiedziałem, że przysłuchiwała się naszej rozmowy.
- O co chodzi, dlaczego się kłócicie? Powiedz mi. - Próbowała szeptać, w miarę powstrzymując swoją złość.
Wziąłem głęboki oddech przyciągając ją w miarę bliżej siebie.
- O nic nie chodzi, dlaczego nie poszłaś się kąpać?
Nie dała za wygraną. Wyciągnęła mnie z domu. Zaczęła wrzeszczeć. Pierwszy raz w życiu widziałem ją tak wściekłą. Wymachiwała rękoma. Gotowało się w niej z wściekłości. Nie rozumiałem początkowo skąd jej się to wzięło. Przecież nic nie zrobiłem. A na pewno nie czułem, że miała powody do takiej agresji.
- On dla mnie nie istnieje.
Powiedziała na koniec, brzmiała tak smutno. Czułem, że słowa więzły w jej gardle, nie pozwalając na wypowiedzenie. Dejavu, co? Skurwiel mówił to samo. Nie rozumiałem co jest grane. Nasz najlepszy kumpel zmarł, a oni postanowili toczyć między sobą wojnę?
(...)
Podczas drogi do Phoenix.
Każde z nas miało mnóstwo czasu, dla własnych myśli. Jak już wcześniej wspomniałem, rozmowy były ograniczone do minimum. Siedząc na tylnym siedzeniu mogłem spokojnie podziwiać uroki naszego pięknego kraju. Może to kompletny banał, ale uwielbiałem przyrodę. To prawda, wcześniej wspomniałem, że świeże powietrze to nie dla mnie. Jeżeli ma być to bieganie, to zdecydowanie takiej formy spędzania czasu w plenerze bym nie zniósł. Gdy mowa o spożywaniu czegoś na łonie natury, czy to alkoholu, czy jedzenia, jestem jak najbardziej zainteresowany. Oczywiście z procentami we krwi ciężko jest omijać wystające korzenie drzew, w lesie, albo trzymać równowagę w nierównym terenie. Tutaj jednak nie ma niczego nadzwyczajnego. Wszystko ma swoje plusy, jak i minusy. Taka jest oczywista kolej rzeczy.
Zawsze gdy wybieram się gdzieś dalej, mam ochotę wszystko obfotografować. Każdy nawet najmniej oryginalny  zakątek. Pojedyncze drzewo, czy żerujący na nim mech. Zachód słońca, a może i wschód? Czasem jestem dziwnym człowiekiem. Potrafię jednak cieszyć oko czymś, co dla kogoś innego może być niczym szczególnym. W tym też jest jakiś urok. Nie wszyscy mają taki zmysł. Mnie nie potrzeba drogich aut, żebym poczuł satysfakcję. Dla mnie każdy samochód jest piękny. Tak samo natura. Bezkres oceanu. Ogrom gór. Dzicz lasu równikowego. Piękno promieni słońca, odbijających się w tafli jeziora. Szum lasu. Zapach deszczu. Błyskawicę podczas burz.
Gdybym kiedyś miał okazję przykuć się do jakiegoś drzewa, które chcieliby ściąć, żeby postawić parking, uwierzcie, zrobiłbym to! Siedziałbym na nim tygodnie, jeżeli istniałaby taka potrzeba. Jestem melomanem piękna.
Około godziny dwudziestej trzeciej postanowiłem, że zatrzymam się gdzieś na noc. Co prawda oboje spaliśmy na zmianę z wartą przy kierownicy. Mimo wszystko jestem na tyle przezorny, że obawiam się wielu scenariuszy. Chociażby zaśnięcia za kółkiem. Akurat trafiliśmy na niezły motel.
- Powinniśmy odpocząć.
Rzuciłem zatrzymując się na parkingu. Wyłączyłem silnik, wyciągając klucze ze stacyjki. Madison w mgnieniu oka opuściła samochód. Zatrzaskując z całą siłą drzwi od strony pasażera... Miałem wrażenie, że właściciela bryki zaraz chuj jasny strzeli.
- Co za suka. - Stwierdził zdenerwowany. Pokręciłem głową zdegustowany.
Miałem ochotę przywalić mu za to w twarz. Najchętniej zostawiłbym ich tutaj we dwoje, zdanych jedynie na siebie.
 Wysiedliśmy z auta. Na szczęście był wolny pokój. Stosunkowo niedrogi. Nasz zysk.
Po otrzymaniu klucza, podjąłem się nieciekawego zadania. Chciałem porozmawiać z naszym nerwusem. Jestem wytrwały w swoich postanowieniach. Przysięgam, kiedyś mnie to zgubi. Ktoś mnie za to zamorduje. Dociekliwość i włażenie w dupę. Ma ktoś wazelinę?
- Powiedz mi do jasnej cholery o co Ci człowieku tak naprawdę chodzi? - Zacząłem bez owijania w bawełnę. Bo i po co?
Zainteresowany jedynie spojrzał na mnie kątem oka. Po czym totalnie olewając ruszył przed siebie. Zagotowało się we mnie. W sekundzie znalazłem się obok niego. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Pchnąłem mężczyznę w stronę ściany. Na której w efekcie wylądował. Ocknął się, patrząc na mnie naprawdę zdziwionym spojrzeniem. Zszokował go taki obrót zdarzeń.
- Odpierdol się, dobrze? – Krzykną.
Ja jednak dalej drążyłem. Mężczyzna otrzepał się wręcz teatralnie z drobinek niewidzialnego kurzu, by w końcu przemówić, na temat:
 - O nią chodzi. Zabiła mi przyjaciela, spierdalaj!
Tym razem to mnie dosłownie ścięło z nóg.
Już chciałem coś powiedzieć. Stanąłem jak wryty. Z szeroko otwartą gębą. Przez głowę przelatywały mi setki myśli. Jak to zabiła? Madison? Ten człowiek, który nawet przeklinać nie potrafi? To była chyba jakaś kpina. W co on grał, oboje, co robili? To jakieś przedstawienie? Ukryta kamera? Mam pomachać? Nie wiedziałem co mam myśleć… Chcą zrobić ze mnie obłąkanego?
- Co, zdziwiony? Pani idealna nie jest już takim aniołkiem? - Zaśmiał się krótko. Ironicznie. Szyderczo. Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki. - Zejdź mi z oczu patałachu. Mam ją, jak i Ciebie głęboko w dupie.

26 komentarzy:

  1. Jesuuu, jakie to zajebiste! Ciekawy obrót akcji... W ogóle wszystko tak cholernie intrygujące. Wciąż wiemy tak cudownie mało. Diego, Madison.. Teraz Jeffrey... Cholera, już się nie mogę doczekać następnej części! Świetnie piszesz, Twoje teksty wciągają. Są tu genialne opisy, które uwielbiam :3 Fajne jest również, że piszesz z perspektywy chłopaka, faceta. Zawsze są to laski, więc to miła odmiana :))) Poza tym, zajebiste są te wspomnienia ^^ To tak przybliża osobę opowiadającą...
    Ogólnie zajebiste <3
    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie sporo osób już zwróciło mi uwagę na narratora. Nie wiem czy ktoś z czytających pamięta, ale zawsze szło mi lepiej (miałam większe pole do popisu) "będąc" facetem. xD

      Usuń
  2. Pierwsza! :) No widzę, że się rozkręcasz, jest super znalazłam chyba dwa błędy, ale wybaczam, bo każdemu mogą się zdarzyć. Co do Jeffrey'a to Izzy prawda?... Potem gdy opisywałaś jego zamiłowanie do piękna, do przyrody, robienia zdjęć, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to Pan "whatever", ale mogę się mylić. Super piszesz i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Trudno mi coś w tej chwili powiedzieć o Madison, ale czy to możliwe, że byłaby zdolna kogoś zabić, hmmm to się okaże. Trzymasz Nas w napięciu. Czekam na kolejny to pisz pisz i weny życzę. Adios!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam ciekawa czy ktoś obczai pana "nieważne". Hehe, możliwe, że są to odpowiednie skojarzenia, ale nie zapominaj, że dzisiejszy dzień jest niepewny. W końcu mamy prima aprilis, mogę grać wam na nosie w bardzo wyrafinowany sposób. :-)
      Myślę, że tym razem rozdział pojawi się w poniedziałek, miałam problemy z internetem. Ale kilka godzin różnicy to nic wielkiego.
      Dziękuję za komentowanie. I błędy są na pewno, mimo, że sprawdzałam chyba tysiąc razy. Moje oko męczą dłuższe teksty, a to aż pięć stron worda.
      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  3. Nadal jest dużo tajemnic i sporo do opowiedzenia, ale i tak bardzo mi się podoba. Muszę przyznać, że spodobała mi się postac Jeffreya, gdyż ma ciekawy charakter. Ciekawe, czego jeszcze się dowiemy.
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to dopiero początek, liczę w głębi duszy, że uda mi się poprowadzić całą akcję równie ciekawie, jak te dwa rozdziały. Pozostawiając ciągle nutkę niewiedzy. Nie obiecuję, że się to uda, ale mimo wszystko będę się starać, nie zawieść!

      Usuń
  4. Nie wiem czy to zbie żność imion, czy tym tajemniczym narratorem jest Izzy! ^^ Właściwie to by pasowało. Najlepszy kumpel o wrednm charakterze (bo jak to inaczej określić) - Axl. Mam przeczucie, że to jednak Stradlin.
    Czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczucia są fajne, bardzo się cieszę jak się nimi dzielicie. Uwielbiam czytać komentarze, długie i treściwe.
      Czekaj czekaj, już jest prawie pół kolejnego rozdziału, pewnie będzie za równy tydzień. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem! :-)

      Usuń
    2. Haha. xD Mam nadzieję, że w następnym dasz mi odpowiedni powód do zaobserwowania bloga. ;)

      Usuń
    3. Mam cichą nadzieję, że jednak uda mi się Ciebie przyciągnąć na tyle, że zaobserwujesz. Co równa się z pozostaniem na dłużej. ^^

      Usuń
  5. Kiedy przeczytałam imię Jeffrey to pomyślałam sobie o Izzy'm, ale teraz to ja się zastanawiam, bo jakoś tak od początku wydaje mi się, że to raczej jest autorskie od A do Z, a nie fanfick... ale mogę się mylić.

    Hm, tak sobie myślę, o co w tym wszystkim chodzi i jakoś nie mogę dojść do żadnego wniosku. No dobra, końcówka trochę zaskakująca, ale teraz trzeba się zastanowić, czy Mad zabiła, bo zrobiła to naprawdę (chociaż pewnie by poszła od razu siedzieć, albo chociaż by była podejrzana, czy coś..) czy tylko ten koleś sobie jakoś wkręca, bo nie wiem.. Mad mogła się jakoś przyczynić do śmierci przyjaciela. Dobra, to chyba wszystko jest trochę za bardzo skomplikowane, a ja się nie będę na razie nad tym roztrząsać, bo chyba nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Powiem Ci, że cudowny pomysł z tymi świętami, z tym centrum handlowym i tak dalej. No nie wiem, ale jakoś jak to czytałam, to zdałam sobie sprawę, że chyba jeszcze nigdy nikt (przynajmniej to co ja czytałam) nie opisał tego faktu, który przecież jest dość powszechny w USA...

    Zastanawiam się, co mogę jeszcze powiedzieć. Pięknie napisane.
    Boże, jaki ten komentarz jest beznadziejny ;/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy fanfikiem można nazwać opowiadanie w którym jedynie bohaterowie mają imiona i wygląd gości ze znanego zespołu. Jednak niczego nie potwierdzam, ale również nie zaprzeczam. :-)
      Co prawda to prawda, jestem przywiązana do pewnych charakterów, szczególnie wiedzą to Ci, którzy czytali mnie wcześniej, prawda Rosie?

      Usuń
    2. Wiem o co chodzi. Ja nawet jak zaczynam pisać coś autorskiego, to niektóre postaci przypominają bardzo te blogowe z różnych zespołów. :D

      Usuń
    3. Po prostu odruch kreowania postaci na przyjaciół/aktorów/ludzi z zespołu. A wygląd można zapożyczyć różny. :-)

      Usuń
  6. Boże, znowu zaległości. Zabij mnie. Albo zlikwiduj szkołę...
    Jutro wszyściutko nadrobię i postaram się skomentować! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Chelle. Zabij lub zlikwiduj budę, chociaż ja mam rekolekcje.
    Czytalam na fonie, nie mam fuknkcji na komy. :c
    U mnie 39, z twoim cytatem.
    A twój rozdział- cudo!
    Spieszę się ;c
    Paaa

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział.Uwielbiam, gdy w opowiadaniu jest dużo opisów, także wielki plus. Świetna jest ta tajemnica panująca w rozdziałach, to chyba przez nią, gdy czytam wyobrażam sobie że wszystko dzieje się nocą/wieczorem, coś w stylu obrazków ''dark grunge'' XD. Jest nad czym się zastanawiać.
    Pojawia się Jeffrey i od razu skojarzenie z Izzym, do tego przyjaciel-skurwiel. Hmm :D
    Mad morderczynią? No nie wiem. A może jeśli już, to tylko się przyczyniła do śmierci Diega?
    Kurczę, nie mam pojęcia. Znowu nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale to dobrze.
    Życzę weny i satysfakcji z kolejnego rozdziału XD /G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ale ja jak czytam to co piszę, żeby wyłapać błędy to też czuje się w takim grungowym zdjęciu, a dokładniej "na". O ile tak można powiedzieć. Wyjęta z niego. :-)
      Mam nadzieję, że ta "mgiełka" pozostanie do samego końca, nic nie może być oczywiste, to by była katastrofa.

      Usuń
  9. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Dopiero teraz komentuję. Hańba mi za to.
    Dobra, a teraz przejdźmy do tego zajebistego rozdziału. Zacznijmy w ogóle od tego, że moje gówniane komentarze i tak nie wyrażają tego co czuję, po czytaniu tak genialnego opowiadania.
    Po pierwsze, jestem zauroczona akcją i opisami i bohaterami. No wszystkim po prostu!
    Po drugie, zżera mnie zazdrość. Niestety, to moja wada. Zazdrość. Hm.
    Ale co ja do cholery mam zrobić, skoro czytam tak mistrzowski rozdział. Chyba pogodzę się z tym, że nigdy nie dorównam Twojemu poziomowi. So sad. Dobra, nevermind. Znowu skupiłam się na sobie. Cholera.
    Kochana ABC, taki zwrot akcji o mało co nie przyprawił mnie o zawał. Całość czytałam z wielkim zaciekawieniem, jednak końcówka wbiła mnie w krzesło. Czy Maddie rzeczywiście zabiła Diego/ Diega (nie wiem jak to się odmienia xD)? Czy byłaby do tego zdolna? Osobiście w to wątpię... Chociaż.
    No dobra, nie wiem co myśleć, dlatego czekam na następny rozdział! :)
    A i jeszcze jedna wzmianka :D Jeffrey. Czy tylko ja miałam przed oczami Stradlina? :o
    Ups, wybacz, jeszcze coś mi się przypomniało. Najbardziej sensowne słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam. "Szkoła niszczy." <----- Zgadzam się w stu procentach. Najlepiej spalmy tą budę, wysadźmy, cokolwiek. Wtedy miałabym czas na wszystko ;___;

    KONIEC! Nie pieprzę więcej! Jedyne co powiem, to to, że bardzo Cię cenię, jako pisarkę. Jesteś moją idolką. Tak to ładnie ujmę :D

    Love,
    Chelle ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem jak może zżerać zazdrość, kiedy nawet moje pisanie nie jest dobre. Naprawdę, ja piszę przeciętnie. Moim oczywiście marzeniem wielkim, jest wydanie książki, nie istotne na jaki temat. Byle udało mi się zyskać sukces dzięki takiej pracy. Marzenia jednak pozostają zawsze w sferze marzeń. Smutne. ._.
      Jakiemu poziomowi nie dorównasz? Piszę naprawdę... kiepsko. Co do obrotu akcji, jezusku, o to właściwie chodziło. Przecież nie można kończyć swoich rozdziałów czymś, co nie będzie zaskakujące, hihihi.
      Możliwe, możliwe, że Twoje oczy dobrze widzą, ale przecież nic nigdy nie wiadomo. Ja bywam nieprzewidywalna.

      Kocham takie komentarze. :*

      Usuń
  10. Cześć.
    Przyszłam powiedzieć (a raczej napisać), a w sumie to po prostu podziękować z całego swojego chorego serduszka za Twój komentarz u mnie. Nawet nie wiesz, ile radości sprawiło mi te parę pięknych słów! Miło mi straaaasznie. Dziękuję :)
    Tak, tak myślę, że miałyśmy już ze sobą do czynienia za czasów onetu, o ile to ty pisałaś o Marcie (przepraszam, jeśli pomyliłam imię), Axlu, Donnie i Slashu :)
    Przyznaję, że czytałam Twój prolog i zaciekawił mnie. Miałam skomentować, ale ostatnio trudno mi znaleźć jakąś dłuższą wolną chwilę. Ale na pewno nadrobię i skomentuję, masz moje słowo!
    Jeszcze raz dziękuję za komentarz <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Co mogę Ci napisać. Mamy tu parę poszczególnych informacji, jedno wspomnienie, ale to wszystko w dalszym ciągu nie składa się w jedna i logiczną całość. Zdaje sobie sprawę, że to celowy zabieg i bardzo dobrze, bo dajesz nam posmakować relacji między bohaterami i szczyptę ich charakteru, ale to wciąż za wcześnie aby oceniać. Nie mniej, melodia myśli jest fenomenalna, bardzo mi się podoba. Na ostatnich warsztatach pisarskich mieliśmy napisać co to jest facebook. Jeden koleś ują to bardzo trafnie, a to zdanie przypadło mi do gustu równie mocno co ten rozdział. Napisał "Facebook to rodzaj moralnej masturbacji." Tyle w temacie i tym drobnym akcentem kończę mój komentarz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałam skomentować wcześniej, jednak w tym tygodniu ostro wzięłam się do nauki. Ale ja nie o tym przyszłam pisać.

    Czytając ten rozdział, mówiłam sobie w myślach "aha! To tak powinno wyglądać opowiadanie!". Czuję jakbym się czegoś nauczyła. Fajne doznanie! Dziękuję!
    Abym zaraz mogła przejść do wysławiania, muszę wspomnieć o paru mikroskopijnych niedociągnięciach. Miałam to dokładnie przedstawić, ale w natłoku zdarzeń z rozdziału zapomniałam o co chodzi. W którymś fragmencie nie za bardzo wiedziałam o co chodzi...nieważne. Przynajmniej wiem, że nie komentuję wpisu kogoś kto tego komentarza nie potrzebuje. Tak ludzko.
    Cholera, to jest świetne! Ostatnio zastanawiałam się czy nie zaczekać z czytaniem do kolejnego rozdziału albo nawet do końca opowiadania, byleby tylko nie czekać na kolejny jak na szklankę wody na pustyni. Jestem spragniona kolejnych rozdziałów.
    Twój wielki powrót podniósł poprzeczkę w sferze opowiadań niewyobrażalnie wysoko. Znów nie mogę skoncentrować się na konkretnej, jednej rzeczy.
    Wracając. Powolutku zakreśla mi się jakiś obraz tego co mogło się wydarzyć pomiędzy 'skurwielem' i Mad. Wciąż jednak wszystko jest owianą wielką tajemnicą co działa na moją wyobraźnię jak...jak...brakuje mi porównania, jednak działa i to potężnie.
    Potrafisz pisać i świetnie Ci to wychodzi, co udowadnia fakt, że wciągnęłam się w rozdział do granic możliwości wciągnięcia w rozdział. Tzn. wyłączyłam nieużywane części mózgu. Wielbię podróże, które mi fundujesz.
    Wspomnienia o rodzinie faktycznie dużo wprowadzają. Bez dwóch zdań sporo dowiedzieliśmy się o głównym bohaterze.
    Spotkanie z Madison to część, która najbardziej zapadła mi w pamięci. Ta dziewczyna jest tam inną osobą. Po mistrzowsku, jak zwykle, opisałaś całe zajście tak zgrabnie wplatając moje ukochane święta w tło.
    Lubię kiedy bohaterowie się kłócą. Po prostu są wkurzeni do stopnia gotowości zabicia mamuta, jeśli zajdzie potrzeba. Uchwyciłaś tę dynamikę czasu i to chyba podobało mi się najbardziej.
    A na koniec coś, co rozbawiło mnie do łez "Dociekliwość i włażenie w dupę. Ma ktoś wazelinę?". Zabieram się za rzeźbienie pomnika na Twą cześć. Uczyniłaś moje życie lepszym!

    OdpowiedzUsuń
  13. Meeeega *______* Dziękuję za zajrzenie do mnie i powiadomienie mnie o istnieniu tego bloga xd. Tak, tak wiem jaka jestem głupia xd.
    Szczerze po przeczytaniu tych 2 części i prologa mogę śmiało stwierdzić, że nie wiele brakuje Ci do Stephena Kinga miszcza mego :3. Dziękuję Ci także za to, że Med ma zielone oczy :D. Wszyscy bohaterowie w większości opowiadań mają wszystkie kolory oczu oprócz zielonego. To takie smutne, gdy ma się zielone oczy ;(. Żartuję nie załamuję sie z tego powodu xd.
    Kocham ten prolog. Śmierć, śmierć :3. Uwielbiam mieć życie bohatera w swoich rękach, mogę zrobić co chcę :D.
    "Troszkę" się rozpisałam. Szkoda, że tak nuuuuudno, mam jednak nadzieję, że jakoś doszłaś do tego momentu, więc nie będę przedłużać xd.
    Weny, życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy ja dobrze widzę? Mam zaległości? Dobrze, że jutro robię sobie wolne od szkoły, to może uda mi się przeczytać :))

    Tym czasem zapraszam na naszego bloga, na którym znajdziesz nowy, już 3 rozdział. Miłego czytania i liczymy na komentarz! c:

    http://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com/2014/04/rozdzia-iii.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow. Nie dość że komentuje z opóźnieniem, to jeszcze tak krótko. Weny

    OdpowiedzUsuń

Daj komentarz!
Pozwól ponieść się wyobraźni, wyrażaj opinię. Opowiadaj o tym, jakie odczucia towarzyszyły Ci podczas czytania. Jakie wrażenie wywiera na Tobie tekst. Z kim się byś chętnie zaprzyjaźnił, kto budzi w Tobie niechęć. Snuj teorie, zadawaj pytania, oceniaj, krytykuj. Dziel się spostrzeżeniami.
Pomóż mnie uskrzydlić, swoimi komentarzami!
(każdy pomaga, pamiętaj)