Dopóki sen nie zmieni miejsca z rzeczywistością.
Budzę się w środku nocy.
Przez Ciebie.
Nie chcesz zostawić mojej głowy.
Upadły aniele.
Wielki wpływ na moją ocenę osoby Madison miało między innymi
zachowanie w towarzystwie. Nie była typową wywyższającą się lalą. Niecodziennie
podchodziła do nowych osób. Podczas ich
poznawania nigdy nie okazywała jakiegokolwiek zainteresowania. Siedziała jak
słup soli, obserwując wszystko bardzo uważnie. Kiedy „wrogowie” znikali z pola
widzenia stwierdzała: Dziwni ludzie, nie podobają mi się.
Z reguły miała co do nich rację. Jedni okazywali się głupi, drudzy zaś
egoistyczni. Zawsze dobrze wybierała sobie znajomych. Dzięki Madison poznaliśmy
Diego. Miała szósty zmysł. Trafiała na różnych ludzi, zostawiała zwykle tych
najwartościowszych. Prezentujących sobą wysoki poziom.
Jakbym miał pokrótce opisać nam Madison? Zależy mi, aby postać była
odkrywana stopniowo, pozostawiając jednocześnie ciągłą nutę tajemnicy. Wszyscy
chcemy być odkrywani powoli, nikt nie chcę wszystkiego wiedzieć od razu. To
zabiłoby całą frajdę, którą niesie za sobą ciekawość.
Kobieta o wiecznie lodowatych dłoniach. Mierząca każdego srogim
spojrzeniem z góry. Spróbujcie wyobrazić ją sobie powoli, kawałek po kawałku.
Wysoka, smukła, zawsze zgarbiona, wychudzona postura. Przenikliwe, świdrujące,
chłodne spojrzenie. Zielone oczy, znikające za wachlarzem z długich rzęs.
Mylicie się myśląc, że wiecie już wiele. Dziewczyna należy do osób, które nawet
znane, wydają się obce, odległe, niezrozumiane. Tacy ludzie są w swoim rodzaju
intrygujący. Wiecznie wycofani, cisi, zamknięci w swoim świecie. Chociaż czasem
jest to na tyle denerwujące, że milczenie potrafi być gorsze od
najgłośniejszego dźwięku. Bijące od niej zimno czasem przeszywa człowieka na
wskroś. Taka była zawsze, od kiedy ją znam. Dokładniej czterech lat. Szmat
czasu. Jak się udaje mi z nią wytrzymać? Z osobą, która w porywach powie siedem
słów, na Twoje pięćset? Zrozumiecie, z czasem.
Stypa, jak przystało na prawdziwy, tradycyjny pogrzeb. Chciała wracać,
uparliśmy się, żeby zostać. Nie tylko my odczuwaliśmy stratę, nie wypadało
zostawiać bez słowa rodziny Diego. Starali się. Wszyscy przynieśli coś od siebie,
jak to bywało od lat. Przy każdej nieszczęśliwej okazji. Powinniśmy się
cieszyć. Dusza naszego brata uzyska życie wieczne. Wiara. Pojęcie względne.
Kwestia sporna. Można by o tym mówić dniami, nocami, miesiącami, latami. Temat
rzeka. Nie teraz, prawda? Szkoda czasu... Wszystko teraz ma wydźwięk bardziej
głęboki. Zacząłem zastanawiać się nad sensem istnienia. Dlaczego tak naprawdę
istniejemy? Po co żyjemy? By umierać? Co nam z doświadczenia, wspomnień,
przeżyć, rodziny, gdy po prostu umieramy? Jest coś po... Śmierci?
Matka Diego podeszła do mnie. Uścisnęliśmy się. Drżała. Nie życzę wam
nigdy doprowadzenia się do takiego stanu.
- Moje kondolencje, pani Rodrigez.
Wydusiłem z siebie dotykając jej ramienia. Była jeszcze młoda. Nie ona
powinna chować syna, a on Ją. Coraz mocniej odczuwałem niesprawiedliwość
świata. Chciałem cofnąć czas. Zrobić wszystko, żeby Diego ożył. Kobieta
podziękowała, uśmiechnęła się. Był to tak gorzki uśmiech... Przymknąłem
powieki, biorąc głęboki wdech przez nos. Oddychałem regularnie, odliczając
wolno do dziesięciu. Poczułem chłodną dłoń ściskającą mój nadgarstek.
- Co jest Mad? - Szepnąłem bez otwierania powiek. Nie odpowiadała.
Spojrzałem na nią. Puściła. Świdrowała mnie swoimi kocimi oczyma. Byłem
przyzwyczajony. Wyczytałem po jej twarz, o czym myślała. Uśmiechnąłem się
blado, dotykając jej policzka palcami. Przymknęła drżące powieki, spod których
wypłynęły łzy. Otarłem je kciukiem.
- Nie płacz, Twoje oczy mają już dość.
Na moje słowa rozpłakała się mocniej. Zawiesiła ramiona na mojej szyi.
Przytuliła się. Nie macie pojęcia jak bardzo bolało mnie wtedy serce.
~Dzień wcześniej ~
Zatrzymaliśmy się w hotelu. Znajdował się przy przedostatnim zjeździe
z autostrady, prowadzącej do Phoenix. Dwuosobowy pokój z salonikiem. Łóżko
należało do nas, spałem z Madison. Kanapę dostał nasz kierowca. Ze względu na
długą podróż nie zdołałbym jechać w dzień, jak i w noc. Zamiana była jak
najbardziej pozytywna. Cała nasza święta trójca znała Diego. Był dobrym
przyjacielem.
Śniadanie było syte, jednak żadne z nas nie pokusiło się o zjedzenie
go do końca. Mad siedziała jak zahipnotyzowana. Wzrok wbity miała w jeden
punkt. Spożywała jabłko. Kilka dobrych dni - a dokładniej od kiedy otrzymaliśmy
informację o śmierci - jadła tyle, co nic. Czasami pokusiła się o kromkę
chleba, z masłem, jabłko, lub szklankę soku. Wypijała mnóstwo kawy. Wlewała ją
w siebie litrowymi kubkami. Nie
powinienem był się dziwić. Nie spała. Pojęcia bladego nie miałem jak to
możliwe, a jednak! Całą noc przeleżała gapiąc się w sufit, na zmianę z
przesiadywaniem z papierosem na balkonie. Tylko tym razem miałem okazję
doświadczać jej przyzwyczajeń. Dopytywałem, zaprzeczała, nawet próbowała rzucić
jakimś głupim żartem, w efekcie jedynie przewracała oczami.
- Spałaś?
Spojrzała na mnie spode łba połykając gryz soczystego owocu.
- Dziś? - Pokiwałem głową. - Nie.
Wzruszyła ramionami. Wypuściłem ciężko i głośno powietrze z płuc,
przez usta.
- Kiedy ostatnio spałaś?
W tym czasie wyrzucała ogryzek do kosza na śmieci. Podeszła bliżej
mnie.
- Sen jest dla słabych.
(...)
Podróż trwała wieki. Radio zastępowało rozmowy. Żadne z nas prawie nie
otwierało ust. Wyobraźcie sobie jak niezręcznie czuliśmy się w takiej ciszy.
Szofer czasem zagadywał mnie głupimi żartami. Mężczyznom nie przystaje ryczeć.
Kobiety to co innego, są delikatne, wrażliwe, emocjonalne. Madison wylewała łzy
również za nas. Całą drogę siedziała z przodu. Gdy zmieniałem wartę za
kierownicą z przyjacielem, on kładł się na tylnych siedzeniach, by w miarę
możliwości się przespać. Działało to również w odwrotną stronę. Udawało mi się
kimnąć ze dwa razy na pół godzinki. Zawsze to jakieś pocieszenie, kiedy trzeba
ślęczeć nad drogą przez długie godziny, w dzień, w nocy, w słońce, w deszcz.
Mad większość podróży przesiadywała przy otwartym oknie. Mógłbym
zauroczyć się w takim widoku. Niczym wyjęta z filmów typu 'American Dream'.
Oparta na całkowicie opadniętym oknie zamykała oczy, pozwalając na muskanie
twarzy przez ciepły, letni wiatr. Rozwiane włosy. Świeże powietrze. Przy
dwusetce, którą potrafił wyciągać ten debil... Rozwiewały się na wszystkie
możliwe strony. W innych okolicznościach cudownie byłoby zjechać połowę kraju w
tak piękną pogodę.
(…)
- O której wyruszymy?
Spojrzałem na przyjaciela ze zrezygnowaną miną. Upierałem się na przelot
samolotem, oszczędzilibyśmy mnóstwo czasu. Z pieniędzmi jednak było na tyle
krucho, że każdy grosz był na wagę złota. Przelot w jedną stronę kosztowałby
każdego z nas około tysiąca dolarów. Za to paliwo wyniesie w obie strony
zdecydowanie mniej.
- Proponowałbym około północy. Będziemy z pięć, sześć godzin przed
szczytem. - Wzruszył ramionami odpalając
papierosa.
- Dobra.
Oboje byliśmy dla siebie szorstcy. Każdy przeżywał własną tragedie,
wewnątrz. Bił się z myślami. Jesteśmy zbuntowaną watahą. Gdy braknie jednego z
nas, czujemy pustkę. To jakby ktoś nam coś odebrał. Wydarł z wielką siłą.
Niekompletni.
Zamiast przespać się przed długą drogą, my ślęczeliśmy nad mapą.
Obieraliśmy trasę podróży. Na oko licząc: 1600 mil. Co najmniej dwadzieścia
cztery godziny. Nigdy nie wybierałem się w tak daleką drogę. Ogrom wszystkiego
uderzał we mnie coraz mocniej. Głowa pulsowała z bólu jak oszalała. Nałykałem
się jakichś chujowych proszków. Nie pomagały. Nic nowego. Madison leżała na
kanapie nieopodal stołu, przy którym siedziałem z przyjacielem. Było tak późno,
a mimo to, żadne z nas nie potrafiło zasnąć. W nocy mózg pracuje ociężale.
Marzyłem o błogim śnie. Chciałem odpłynąć, chociaż na godzinkę, albo
dwie. Tak niewiele. W tamtym momencie zazdrościłem ludziom tej normalnej
czynności. Snu.
- Zostawmy to, trzeba się przespać. – Rzuciłem do mężczyzny, próbując
powstrzymać ziewnięcie.
- Jeżeli chcecie, kładźcie się. Nie skończyłem jeszcze.
Nawet nie podniósł wzroku znad swojego zajęcia. Lampa oddała z siebie
dźwięk przepalanej żarówki. Zawarczała. Na szczęście był to jedynie
ostrzegawczy sygnał.
- Przecież wiesz, że i tak nie uśniemy. - Stwierdziłem z wyrzutem.
Cały dzień był zdenerwowany. Widać tak przeżywał.
Nie odezwał się już. Obrzucił mnie jedynie nieprzyjemnym spojrzeniem. Wypełzłem
przed dom. Przykucając na ganku odpaliłem trutkę. Zaciągnąłem się głęboko.
- Diego, kurwo, dlaczego nam to robisz.
Zabrzmiałem żałośnie. Powoli wypuszczając dym zdałem sobie sprawę, że
życie nie będzie już nigdy takie samo. Nie powinno. Straciliśmy przyjaciela.
Fantastyczna czwórka zmieniła się w trójkę.
Trzej muszkieterowie? Nie, nie jest dobrze.
- Poczęstujesz? – Usłyszałem za sobą cichy, znany mi głos. Panienka
Grant.
Przysiadła obok mnie, zakrywając się mocno swoim pozaciąganym swetrem.
Starym jak świat. Dnie były słoneczne. Wysoka temperatura do wieczora, jednak w
nocy potrafiła spadać diametralnie. Ziemia się ochładzała, wszystko dawno
wyparowało. Tej kruszynce zawsze było zimno. Wyglądała jak laleczka.
Chudziutkie ręce, nogi. Wychudzona twarz. Zapadnięte policzki.
- Proszę.
Wyjęła papierosa z paczki wysuniętej w jej stronę. Zgrabnie włożyła go
między wargi czekając na odpalenie. Zaciągnęła się mocno. Zawsze to robiła.
Zastanawiałem się czy nie kręci jej się w głowie. Była starym wyjadaczem, co
chodzi o palenie. Nie powinna się niszczyć. Nie byłem jej matką, więc nigdy nie
zrzędziłem.
- Masz dopiero osiemnaście lat, a tyle złego zdążyło Cię spotkać.
Wzruszyła ramionami. Wpatrywała się ślepymi oczyma w ciemność. Kłęby
dymu wolno tańczyły w powietrzu. W tle słychać było jedynie śpiewy świerszczy i
sów. Uspakajałem się.
- Takie jest życie, czyż nie?
Spojrzałem na nią. Niewiele było widać, jedynym źródłem światła było
to z okien salonu.
- Jest czy nie jest, kara Cię niesłusznie. – Brzmiałem tak gorzko.
Czułem od zawsze, że los sobie z niej zakpił.
Dziewczyna zgasiła papierosa o schodek, po czym opatuliła chude dłonie
w sweter.
- Nie obchodzi mnie to. Dobrze wiesz, że nie znoszę rozmawiać na ten
temat.
Westchnąłem zrezygnowany. O nic więcej nie śmiałem pytać. Madison
wyciągnęła ode mnie jeszcze jedną fajkę. Słońce wolno wstawało, a my nawet nie
zdążyliśmy się położyć. Robiło się coraz widniej. Miałem nadzieję, że
dzisiejszy dzień przyniesie ukojenie.
Nasz znajomy, badacz mapy, wyszedł na ganek. Spojrzałem w górę. Odpalał papierosa. Przesunęliśmy się nieco w bok z Mad, żeby usiadł na schodku. Zachowywał się jak głupi bachor, za żadne skarby nie chciał siedzieć obok tej dziewczyny. W swoim czasie dowiecie się z jakiego powodu. Wyglądało to jak rodem z podstawówki. Siedział jak najdalej od niej.
Nasz znajomy, badacz mapy, wyszedł na ganek. Spojrzałem w górę. Odpalał papierosa. Przesunęliśmy się nieco w bok z Mad, żeby usiadł na schodku. Zachowywał się jak głupi bachor, za żadne skarby nie chciał siedzieć obok tej dziewczyny. W swoim czasie dowiecie się z jakiego powodu. Wyglądało to jak rodem z podstawówki. Siedział jak najdalej od niej.
- Nie gryzie.
Rzuciłem z głupim uśmieszkiem. Ten jedynie burknął coś pod nosem przysuwając się dosłownie o dwa milimetry. Już jest jakiś postęp.
- Skończyłem określać drogę.
Spojrzeliśmy na siebie. Zrobiło się na tyle widno, że doskonale widziałem twarz przyjaciela.
- Ruszamy o północy?
Przytaknął ruchem głowy. Przerażała mnie perspektywa tak długiej podróży, daleko od domu, w nieznanych okolicach. Całkowicie inny kawałek kraju. Nie zaprzeczę, będzie to ciekawe doświadczenie, wiem to już teraz. Pomijając powód wyprawy... Próbuję chociaż na chwilę o tym nie myśleć, na pewno nie tylko ja. Madison paliła już piątą fajkę. Nie lubiłem tego. Próbowała zniszczyć samą siebie.
___________________
Mnie mozesz poqiadamiac. Zalezy jak Ci wygodnie.
OdpowiedzUsuńMoze i rozdzial jest utrzymany na nizszym poziomie niz prolog, alw i tak jest na bardzo wysokim! ;) Ja bym w zyciu tak nie napisala...
Wciqz ciekawi mnie postac tego hmm... Narratora? Nic o nim nie wiemy, oprocz tego, ze przyjaznil sie z Diego i przyjazni sie z Madison. No i ze pali. :)
Mi sie podobalo! :)
P. s. Jestem pierwsza?? O.o
Owszem, pierwsza. :-)
UsuńPewnie jeszcze na dniach zrobię sobie zakładkę powiadomień, żeby mieć wszystko szybko i bezproblemowo, oraz bezspamowo (dla tych, którzy nie chcą). Jednak to z czasem, przecież nawet nie mam jeszcze stabilnej publiki.
Dziękuje bardzo za komentarz. Postaram się nie spadać poziomem!
Dziękuję za powiadomienie i jakby co to możesz dalej informować mnie na blogu. Uważam, że ten rozdział jest całkiem ciekawy, wciąż mało wiemy o bohaterach, ale może to i dobrze...tak nawet bardzo dobrze. Z czasem dowiemy się więcej. Co do jakości myślę, że po prostu ten rozdział jest inny niż prolog, ani gorszy ani lepszy. Mi się podobał i czekam na nowy. W międzyczasie spróbuję napisać nowy rozdział na swoim blogu. Teraz niestety idę spać, bo mój brzuch mnie zabije, takie są skutki nie jedzenia a na noc zjedzenia kanapki. Jakoś przeżyję, dzień jak co dzień. Życzę weny i czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńJa zawsze boje sie na zapas. Wiele od siebie wymagam i nigdy nie udaje sie spelnic tych wymagan. Stad takie, a nie inne oceny wlasnej pracy. :)
UsuńBoże, a ja znowu mam poślizg...
OdpowiedzUsuńObiecuję przeczytać i skomentować, jednak teraz lecę do matematyki...
Tak, randka z książkami. To jest to ♡ -,-
Dasz rade, a ja cierpliwie poczekam :-)
UsuńDobra, dobra.. przeczytałam. I muszę się do czegoś przyczepić. Ale spokojnie, nic strasznego. Cytuję: Z "pieniędzmi jednak było na tyle krucho, że każdy grosz był na wagę złota." i teraz pewnie zastanawiasz się czego ta wredna Rose chce od tego zdania. A już mówię. Słowa "gorsz"! Lepiej by brzmiało jakby było "cent" bo wiadomo, że ludzie USA grosze to.. nawet nie wiem czy widzą, że istnieje takie coś jak gorsz. Mały błąd, w sumie żaden, ale jakoś mnie to w oczy zakuło.
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz przejdę do lepszej części tej marnej wypowiedzi. Wiesz co mi się podoba? Tak zwróciłam od razu na to uwagę, kiedy zaczęłam czytać ten rozdział. Początek rozdziału. Dobra, już nie będę rozwodziła się nad tym, że styl jest taki magiczny i tak dalej, a wszystko jest owiane tajemnicą jakby zza chmury dymu. Chodzi mi o to, że narracja pierwszej osoby przeszła tam w narrację trzeciej osoby i w sumie ten bohater co opowiada przez chwilę był takim narratorem wszechwiedzącym (czy jak to się tam w szkole określało. Już nie pamiętam) I to w sumie takie fajne tu jest, bo tak.. sama nie wiem jak mam to określić. Takie po prostu inne, bo chyba pierwszy raz spotkałam się z takim czymś na blogu. Dobra, ale potem już narrator wrócił na swoje miejsce.
I teraz tak sobie myślę, że albo jestem jakaś niedorozwinięta, albo coś pominęłam, bo tak naprawdę nie mogę jeszcze załapać o co tu chodzi. Kto umarł i kim dla niego była Madison, która jest dla mnie dzieckiem, bo ma lat 18... a ja się mentalnie zatrzymałam na 20 latach... (dobra, bo zaczynam gadać o sobie) Madison wydaje mi się bardzo podobna do mojej Madison. Chociaż moja chyba jest trochę bardziej wylewna... ha, wiem, bo Twoja Mad jest taką tajemnicą, wyobrażam sobie jak przechadza się jak jakaś mara, taki duch, a moja Mad by tak chciała, ale jej nie wychodzi, haha... Znów gadam o siebie, ugh. Moje komentarze przez to zawsze są do bani.
Nie masz czego się obawiać. Idź z tym opowiadaniem dalej :)
Masz racje z tym groszem. Przyzwyczajenie zwykłe. :)
UsuńDziekuję za komentowanie. To dla mnie motywacja.
Przez brak czasu nie mogłam wcześniej zabrać się za czytanie. A korciło mnie niesamowicie i teraz rozumiem dlaczego! Madison jest tak bardzo tajemniczą postacią, że naprawdę mam takie, nawet trochę, dziwne scenariusze co do niej i Diega, że nie wiem co o tym myśleć. Naprawdę ta osóbka jest tak intrygująca, że nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńCzyli misja wykonana, udało się zainteresować swoim opowiadaniem, teraz tylko trzeba to utrzymac! :)
UsuńInformuj mnie nadal ;))
OdpowiedzUsuńNo więc, ten rozdział jest trochę inny niż prolog, jednak bardzo dobry. Opisy idealnie oddają nastrój postaci, ich ból po stracie przyjaciela, skrywając przy tym tajemnice. Ten rozdział nieco przybliżył nam osobę Madison, wciąż jednak jest ona dla mnie zagadką. Chciałabym więcej, ale tak jak napisałaś "To zabiłoby całą frajdę, którą niesie za sobą ciekawość." Czekam więc na kolejny rozdział :))
Pozdrawiam.
Ten rozdział mimo wszystko nie jest tak dobry, jakbym chciała, mimo wszystko bardzo dziękuje za komentarz. Mam nadzieje, że kolejny rozdział rownież przypadnie do gustu!
UsuńAnitka, ja ci powiem, że nadal mam podobne odczucia jak przy prologu, co Ci wszystko szczegółowo opiłam (bo opisałam, prawda?) Moim zdaniem, mistrzostwo to to nie jest, bo pamiętam jaki pisałaś kiedyś i jednak widać, że miałaś długą przerwę. Jednakże! Powoli wbijasz się w ten rytm, który dla wszystkich jest w sumie indywidualny, tok pisania, myślenia, odczuwania. Myślę, że jeszcze góra 2 rozdziały, a wrócisz do dawnej formy, i nie chodzi mi o poprzednie opowiadanie, na poprzednim blogu, tylko na ten epilog co dodałaś jakiś czas temu. Myślę, że znam mniej więcej twój styl pisania i wiem, że u Ciebie wszystko jest zawsze ładne i schludne, nie to co u mnie, masło maślane i lanie wody. Pamiętam jak pisałyśmy kiedyś na nk (i jestem prawie pewna, że też pamiętasz) i myślę, że obie od tego czasu bardzo się zmieniłyśmy. Czytam i w miarę możliwości będę komentować (nawiasem mówiąc, nie uważam, żeby prolog był jakoś wyjątkowo lepszy od pierwszego rozdziału).
OdpowiedzUsuńZmartwychwstała Hope, która chyba niedługo cofnie się do "Clariss" c:
Oczywiscie, ja pamietam wszystko. Tyle, ze ta nasza nk nie umywa sie do blogowania.
UsuńJa osobiscie bylam zadowolona z prologu, a z rozdzialu nie, stad moj dopisek.
Dziekuje za komentarz, Igus.
Oh, nie przesadzaj! Poziom jest tylko odrobinę niższy od prologu, jeśli w ogóle jest.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zaczyna.Gdy czytam automatycznie wcielam się w uczucia bohaterów, już po pierwszym rozdziale. Są idealnie opisane.
A ja już wiem o kim będzie! Ale nic nie mówię.
Nie umiem pisać komentarzy, przepraszam.
A piszesz cudownie. Oby tak dalej /G.
Oby tak dalej Grzybku, a się wyrobisz w komentowaniu. :)
UsuńKochana mnie informują, bardzo proszę. Nie chcę niczego przegapić. Normalnie od razu przypomniało mi się "I don't wanna miss a thing" - Aerosmith. Dobra, nevermind.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jesteś cudowna i mam nadzieję, że o tym wiesz. Jako pisarka sprawdzasz się idealnie. Wybacz, ale po raz kolejny Cię zjadę. Oczywiście w pozytywny sposób. Więc...
Nie pieprz mi głupot, że będziemy zawiedzeni, czy coś w tym stylu! Prolog był zajebisty i ten rozdział również jest. Uwierz mi, wiele osób chciałoby tak wspaniale pisać. (Chociażby ja.) Niczym mnie nie zawiodłaś. W piękny sposób wyjaśniłaś nam kawałek tej historii. Dziękuję Ci za tak piękne opowiadanko. Na razie nie wiele o nim wiem, jednak czuję, że będzie genialne. To nie podważa żadnej dyskusji, to jest oczywiste.
Nie chcę się rozwodzić na temat opisów, że są magiczne itp, chociaż rzeczywiście są. Chodzi mi o to, że całość przedstawiasz w bardzo schludny sposób. Wątki są świetnie łączone, przez co łatwo się połapać. Wiesz, niekiedy bloggerki piszą o jednym, potem skaczą do czegoś innego, następnie wracają do poprzedniego wątku, a czytelnicy drapią się po głowach, myśląc o co chodzi. Bogu dzięki, że u Ciebie tak nie ma.
Dobrze, to teraz nieco o bohaterach. Mam takie coś, że szybko przywiązuję się do postaci, a czasem nawet identyfikuję. Pokochałam Twoje postacie i cholernie nie mogę się doczekać ich przygód!
Także czekam na następny ;*
Love,
Chelle ♡
PS Wybacz mi to coś, co nie przypomina komentarza. Ostatnio jestem jakaś taka do dupy i nie potrafię złożyć najprostszego, w miarę sensownego zdania. Jednak przekaz miał być prosty. PODOBA MI SIĘ! :)
Już trylion razy pisałam, że moje podejście do sprawy pisania zawdzięczam niskiej samoocenie. Jednak staram się o tym nie pisać publicznie, haa.
UsuńDziękuję bardzo za komentarz, wiesz jakie ważne są. :)
Co do samej treści mam nadzieję, że wciąż będzie ciekawa i wciągająca.
W pierwszym zdaniu wkradła się literówką.
UsuńKochana, mnie informuj* :D
Nic się nie dzieje, zrozumiałam.
UsuńJestem kochana ;)
Jeśli możesz to informuj mnie dalej i nigdy, ale to przenigdy nie przestawaj pisać.
OdpowiedzUsuńBardzo długo zbierałam się do tego komentarza, choć rozdział przeczytałam już w dniu jego publikacji. Faktycznie różni się od innych Twoich dzieł, jednak na pewno nie w negatywnym znaczeniu.
Przejdę do oszołamiającej fabuły. Tym razem wyczułam coś innego, czułam się jakby ktoś mi tłumaczył co czytam. Nie zrozum mnie źle, bo to raczej plus. Chodzi o to, że wszystko widziałam oczami wyobraźni bardzo, bardzo wyraźnie. Rzadko kiedy zdarza mi się to czytając bloga, jednak Ty, jak już pewnie wiesz, jesteś jednym z tych piekielnie nielicznych wyjątków.
Zainteresowałaś mnie historią Mad. Jeśli po prologu nie byłam zbytnio przekonana do tej bohaterki, to teraz nie mogę się doczekać gdy wiatr znów rozwieje jej włosy na drodze stanowej w okolicach Phoenix. Na tym blogu nie można nie czuć fascynacji. Tak kreujesz akcję, że sama nie wiem co myśleć. Jeszcze niczego nie potrafię rozszyfrować. No może poza pojedynczymi zachowaniami.
Moją największą uwagę przykuwa Twoja dbałość o każdy centymetr rozdziału. Każde słowo jest tam gdzie powinno, każdy bohater jest zupełnie inną, nieokrojoną z indywidualnych cech postacią i to podoba mi się najbardziej.
Ciekawi mnie co będzie później. Jeśli mam 'dać się ponieść wyobraźni' to widzę jakieś niewyraźne zarysy sytuacji z przeszłości bohaterów. Mad i badacz mapy musieli przeżyć razem coś, co teraz ich do siebie zniechęca, a raczej jego do dziewczyny. Mam jakieś przypuszczenia, ale wolę poczekać na kolejne części. Jeśli się sprawdzą to na pewno dam znać.
Wyczuwam pewien dystans głównego bohatera do całej sytuacji. Mimo śmierci Diego, potrafi się uśmiechnąć, co zadziwia mnie do granic możliwości.
Chciałabym w końcu zrozumieć o co tak naprawdę będzie w tym chodzić. Jeśli znów mam przypuszczać, to wydaje mi się, że zamierzasz odwlekać całą puentę czy cokolwiek innego przez tak długi czas, że wiecznie będę czuć niedosyt. Jednak na tym polega cały urok. PRAGNĘ WIĘCEJ. xD
Nie pozostało mi nic innego jak czekać na dalsze odkrywanie tej genialnej historii.
Ja bym Ci mogła streścić wszystko co zamierzam w związku z moim opowiadaniem, ale to byłoby nie fair. Nie sądzisz?
UsuńCo chodzi o wątek, to wszystko się będzie z czasem wyjaśniać, ale tak jak mówisz. Postaram się rozciągać to tak długo, jak to możliwe. Kiedy już wszystko będzie jasne, będę musiała zakończyć jakimś totalnie nieprzewidywalnym wydarzeniem.
Mogę Ci jedynie zdradzić (czy też ogólnie Wam), że Madison będzie miała moje przeżycia, doświadczenia, wspomnienia, przeszłość. Na szczęście nikt nie zna mnie aż tak dobrze (z osób czytających), dlatego niewiele zdradzam. :-)
Dziękuję bardzo za komentarz, czekałam na niego z utęsknieniem, przyznaję się.
Za żadne skarby nie streszczaj mi swoich planów! Jejusiu, nie!
UsuńTwoją odpowiedzią zainteresowałaś mnie jeszcze bardziej. Jak Ty to robisz?
Czekałaś? A ja tak zwlekałam... Na przyszłość postaram się szybciej komentować ;c
Staram się jak mogę, trzeba być jak najlepszą wersją siebie. W poniedziałek poznasz kolejną dawkę mojego opowiadania, szykuj się mentalnie. (-:
UsuńDobrze to ujęłaś!
UsuńW takim razie na poniedziałek czekam jak nigdy wcześniej. :)
Jejku, ale to jest boskie. Wpadłam z lekkim opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńŚwietne opisy, szczególnie spodobał mi się ten na początku, dotyczący Madison. Tak bardzo poruszył ♥
Ogólnie 3/4 tego tekstu nadawało by się na 'złote myśli'. Jesteś genialna.
Świetnie się wszystko rozkręca. Wciąż nie wiadomo za wiele, ale to dobrze. Jeszcze bardziej wciąga :))
Czekam na dalszy ciąg!
Pozdrawiam.
Oczywiście, że wybaczę, licze, że jeszcze wiele osób uraczy mnie swoimi komentarzami przed dodaniem kolejnego. (:
UsuńJest, spóźniony niesamowicie spóźniony... Komentarz... Ale jest :D
OdpowiedzUsuńHmm... Trochu zdziwiła mnie ta zmiana narracji, sądziłam, że wszystko będzie opisywane przez narratora wszechwiedzącego ale jednak nie.
Akcja.
Akcja jest dziwna, w sensie dziwna pozytywnie! Ma w sobie tą intrygującą nutę tajemniczości. Nie wiemy praktycznie nic i to jest niesłychanie pożądane. Chcemy więcej, ponieważ wszystko jesr tak zgrabnie ujęte w owiane mgłą sekrety, że aż się chce czytać dalej aby wiedzieć: o co chodzi tej ABC?
No... Miałybyć kilowatogodziny ale coś mi nie wyszło :c
Przepraszam <3