niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 4. ~ A mogło być tak pięknie.

"A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. Pamiętaj o mnie, dobrze? 
Może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej."

W drodze powrotnej z Arizony.
             Wracaliśmy. Teraz czekał na nas moment przeżywania własnej, osobistej i głębokiej żałoby. Każdy pogrążał się w zadumie. Atmosfera nie była już tak napięta. Byłem zadowolony z tego powodu. Nie na rękę było tonąć w gęstej jak budyń niezręczności. Żałowałem, że nie wybraliśmy jednak opcji przelotu samolotem. Miałem serdecznie dość tej dwójki. Kłótnia między nimi wybuchała przynajmniej co godzinę. Rose. Nie dawał spokoju nawet gdy prowadził.
             Moje wewnętrzne szalone i nieodpowiedzialne oblicze odzywało się coraz głośniej. Wiedziałem, że oboje będą przeciwni, ale nie miałem nic do stracenia.
          - Pojedźmy gdzieś, rozerwijmy się. Tak na cześć Diego. – Rzuciłem w pewnym momencie, bez większego namysłu.
           William spojrzał na mnie spod byka, wychylając się nieco między przednie siedzenia. Madison czując obecność mężczyzny zmarszczyła nos.
           - Przepraszam, już nie masz żałoby? – Swoje działa wytoczył do mnie wyżej wymieniony. Źle zrozumiał.
           - Chcecie siedzieć w domu i ryczeć, albo gapić w ścianę?
            Grant w końcu spojrzała na chłopaka, z wymalowaną bezradnością na twarzy. Nie powiedziałem niczego strasznego, a ona zachowywała się tak, jakbym co najmniej zażyczył sobie jej duszy. Niedorzeczne.
           - Nikt nie chce, żeby jego życie wyglądało w taki sposób. – Rudy wzruszył ramionami, po czym dodał: - A masz jakieś konkretne pomysły?
            Uśmiechnąłem się nieznacznie słysząc jego słowa. Nie odpowiadałem. Gwałtownie zjechałem w prawo.
            Początkowo nie chcieli się zgodzić.
            - Co wam szkodzi, Ty Williamie Bruce Rosie odmawiasz alkoholu?
             Zmroził mnie spojrzeniem.
            - Pacierza i alkoholu nigdy nie odmawiam! – Złożył przysięgę, unosząc dwa palce w niebo.
            - Załatwimy zaraz jakieś procenty i prześpimy się w hotelu. Połazimy trochę po ulicach tego śmiesznego miasteczka. Zmęczymy się. Porządnie nawalimy. Zapomnijmy na chwilę, ludzie…
             Madison jak zwykle złapała mnie za słówko.
            - Zapomnieć o Diego? – Zabrzmiała dobitnie, ale bardzo cicho jak z pięciometrowej studni.
            Pokręciłem głową.
            - O smutku.
            - O smutku, słyszałeś?! – Powtórzyła za mną z nutą nadziei w głosie, że taki zabieg autentycznie może być skuteczny. Rose mlasną niezadowolony, jednak po krótkim namyśle oraz wizji alkoholowej libacji zgodził się na wszystko.
             Podjechałem autem pod jedyny market w mieście. Im wcześniej zaczniemy… tym prędzej padniemy. Miałem zamiar obliczyć dokładnie ile zajmie nam wytrzeźwienie. Jednak zdałem sobie sprawę, że to nie będzie dobra opcja. Jeżeli chciałem się rozerwać, trzeba było wyłączyć myślenie.
             Żwawym krokiem pokonaliśmy parking, słońce zdążyło już ogrzać powietrze. Przyjemne podmuchy ciepła głaskały skórę twarzy. Nie było jeszcze na tyle duszno, żeby nie dało się oddychać. Taka pogoda jest prawie idealna. Mógłbym spędzać na takiej temperaturze całe dnie. W doborowym towarzystwie tym lepiej i przyjemniej.
            - To wszystko?
             Usłyszałem głos ekspedientki, gdy skasowała nasze zakupy.
            - Poproszę jeszcze dwa opakowania papierosów. – Odpowiedziałem zamyślony.
            - Czerwone? – Skinąłem głową. – Razem dwadzieścia siedem dolarów, trzydzieści centów.
            Wyciągnąłem z kieszeni spodni mój portfel. Zapłaciłem. Madison w między czasie zapakowała zakupy do siatek, które leżały przy kasie. Po otrzymaniu reszty podziękowaliśmy mówiąc szybkie „do widzenia”.
            Rose w samochodzie od razu wyskoczył do nas z tekstem:
            - Ile zapłaciłeś? – Na co razem z Madison przewróciliśmy oczami.
            - Rozsądnie bracie, rozsądnie. Dzieląc na trzy wyszło w porządku.
            - To znaczy ile? Co tam macie? – Postawiłem jedną z siatek obok niego. Doskoczył do niej szybko.
            - Prawie trzydzieści. – Wzruszyłem ramionami. Tamtego zaczęło już burzyć.
            - Za same browary tępaku?
            Wybuchnął, co było do przewidzenia. Dziewczyna w końcu zdecydowała się zabrać głos.
            - Nie, mamy do tego dwa opakowania papierosów. A ja wzięłam jeszcze chleb, masło orzechowe z przeceny i najtańszy dżem. Chcesz umierać z głodu? – Spojrzała na niego badawczo. – Ja niezbyt. – Po chwili dodała przewracając oczami.
            Odpuścił. Zamknął na moment swoją czepiającą się wszystkiego i wszystkich jadaczkę. Grant uśmiechnęła się triumfalnie. Jednak był to tak nikły gest, że praktycznie mi umknął. Jak zawsze zarzuciła włosami, które zakryły jej połowę wychudzonej twarzy. Mimo, że Rose pałał do Madison dziwnym niechętnym uczuciem, słuchał jej. Naprawdę bardzo mnie to zastanawiało.
             Po godzinie znaleźliśmy się przy hotelu. Tamta dwójka zdążyła się jeszcze w między czasie dwa razy pokłócić. Jakbym nawet chciał podać wam powody, nie był bym w stanie. W takich chwilach po prostu się wyłączam. Jak chcą, niech się i zjedzą wzajemnie. Może w końcu zaczną rozmawiać jak normalni ludzie. Wystarczyło, że Rose coś nie tak odebrał, przeinaczył sens słów Madison. Wybuchała wojna. Pieklił się, gorączkowo wylewając swoją chorą frustrację na tą cichą i zwykle ugodową dziewczynę. Zamknąłem auto. Wynająłem pokój.
             Motel w typowym stylu. Amerykańskim. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Wszystko na jednym poziomie, nie jest to budynek piętrowy. Pokoje są jakby domkami, z łazienką i miejscem sypialnianym. Po otworzeniu drzwi od razu w oczy rzucają się dwa podwójne łóżka. Telefon przy jednym z nich. Coś na kształt szafy, bądź komody. Niestety nie jestem dobry w urządzaniu wnętrz, stąd też małe pojęcie o meblach. Niewielki stolik pod oknem, przy nim dwa drewniane krzesła. Wyglądające na nowe. We wnęce po prawej stronie zaś znajduje się wejście do łazienki. Wanna. Umywalka. Kibel. Biednie. Jakie pieniądze, takie wyposażenie. Dwa ręczniki. Dywanik łazienkowy.
           - Idziemy się przejść? – Rzuciłem do obydwojga. Madison wzruszyła ramionami.
           - Chodźmy, nie mogę jej znieść na trzeźwo.
             Puściłem tą uwagę mimo uszu. Wiedziałem, że dzisiejsze, wspólne upijanie, nie będzie takie same jak dotychczas. Wszystko się zmieniło. 


        

               ~ Sporo wypiliśmy. Wszystko dookoła przyjemnie wirowało. Nie była to totalna faza, która skończy się nocnym zwracaniem żółci do miski stojącej przy łóżku. Opcjonalnie tańca z muszlą klozetową w objęciach. Najpierw zapaliliśmy trochę zielonego krzaka. Marihuana.  Była jedną z moich pierwszych miłości. Po niej była jeszcze pewna Carmen. Później narodziła się wielka miłość do samochodów. Wszelakich. Wspominałem o tym miliony razy. Hobby dla zabicia czasu. Zapomnienia, którego potrzebowałem po rozstaniu z pierwszą dziewczyną, w której byłem prawdziwie zakochany. Kolejny raz jeszcze nie przyszło mi się zauroczyć tak mocno.
                - Życie jest piękne, nie sądzisz?
                 Usłyszałem bełkotliwy głos przyjaciela.
              - Tak Diego, szczególnie po umilaczach. – Zaśmiałem się widząc jak szczerzy się głupio. Madison mnie uprzedzała. Nie pozwólcie mu pomieszać skręta z wódką. Tak to jest, gdy pijany ma pilnować nawalonego.
              W takich sytuacjach zawsze trzeźwo myślącą była ta dziewczyna. Rudy czasem wykazywał zdawkową ilość rozumu. Jemu nawet bez alkoholu trudno się zdobywać na powagę.
             - Wszystko się kręci. Jak na karuuuzeli. Ej kurwa, mogę już zejść? Kręcimy się już dłuuugo. – Przedłużył przechylając głowę w tył. Zaczął wymachiwać rękoma.
             - Madison! – Krzyknąłem. Dziewczyna niezadowolona wyszła przed dom. Widząc w jakim stanie jest Rodrigez zgromiła mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się jedynie głupkowato. 
             Cóż miałem powiedzieć? Wymknęło się… troszkę.
             Diego widząc Grantową od razu schował ją w swoich ramionach. Zwykle był bardzo wylewny i emocjonalny. Lubił się przytulać. Mad zawsze mówiła, że jest takim pluszowym misiem. Kiedy było jej źle, przychodziła się do niego wygadać. Poprawiał jej humor. Głaskał po włosach, czy właśnie mocno przytulał, kołysząc jak małe dziecko.
           - Jeffrey! – Tym razem to ona zakrzyknęła w moją stronę. Nie mogłem powstrzymać salwy śmiechu. Zalany Rodrigez wisiał na niej ledwo stojąc na nogach. – Debilu, nie śmiej się tylko zabierz go ode mnie.
             Pokręciłem głową. We dwójkę z Rosem wnieśliśmy śpiącego już Diega do domu. Chrapał w najlepsze. Czym prędzej opuściłem pomieszczenie. Śmialiśmy się jak najęci. To niegrzeczne, ale nie dało się powstrzymać.
           - N-i-g-d-y więcej nic mu nie dawajcie do palenia. – Zarządziła groźnie Madison.
            Spojrzałem na nią rozbawiony.
            - Wiesz, że to był jego pomysł?
             Dziewczyna wzruszyła na to lekceważąco, mówiąc: 
             - I? Nigdy więcej.
             Rose ruszył w jej stronę. Złapał ją mocno, przerzucając przez ramie. Zaczął kręcić się z biedną Mad wokół własnej osi. Zaczęła piszczeć, jednak w efekcie przekonała się do tego, sądząc po radosnym śmiechu.
            - Może Ciebie też zjaramy, to zmienisz swoją narzekalską naturę chociaż na godzinkę? – Powiedział nie przestając swoich zabaw.
            - Opuść mnie, proszę Cię. Jesteś niepoważny!
            - A przestaniesz wszystkich rozstawiać po kątach? – Osz ten przebiegły i chytry…
            - Obiecuję! – Krzyknęła. Zgodnie ze słowami rudzielca, została postawiona na nogi. 
            Przytulił ją mocno. Zatonęła w jego ramionach. Duże dzieci. ~



             - Stradlin kurwa! – Usłyszałem wrzask przyjaciela. Ocknąłem się, niechętnie „wychodząc” ze swojej głowy. Ze strefy wspomnień. – Podajże mi tą pierdoloną butelkę.
             Odruchowo spojrzałem na siatkę, która leżała obok mnie. Następnie na pieklącego się mężczyznę. Sięgnąłem do reklamówki. Dźwięk stukających o siebie szklanych butelek doleciał do moich uszu. Kojarzyłem go raczej z przyjemnymi momentami życia. 
            - Nie ma za co. – Wydusiłem, kiedy Rose wyszarpnął mi z dłoni chłodne szkło.
            Spojrzał na mnie tymi swoimi przekrwionymi, zielonymi oczyma. Zmarszczył brwi, po czym otworzył zębami butelkę, a kapsel wypluł w zarośla. Madison dopalała papierosa. 
             Zrobiło się drętwo. Napiętą atmosferę można było ciąć nożem. Ciach-ciach!
             - Gówniara, podrzuć papierosy z zapalniczką! – Zażądał nasz pan i władca.
             - Jeżeli ładnie poprosisz. – Powiedziała wypuszczając dym w jego stronę. Siedział zbyt daleko, by ten zdołał do niego dolecieć. – Ale za tą gówniarę, staruchu, nie wiem czy się skuszę.
             Od obojga emanowała zawiść. Oczy Madison były spokojne. Ja jednak wiedziałem, że ta kobieta ma ochotę rozszarpać Rosa na strzępy.
             - Jadowita żmija. – Zaśmiał się szyderczo.
             Momentalnie znalazł się nad dziewczyną. Zabrał paczkę papierosów, wyrwał zapalniczkę z drobnej dłoni Grant.
             - Drań. – Skwitowała wszystko, gromiąc go spojrzeniem.
             Sam przyglądałem się z uwagą całej sytuacji. Axl wytoczył cięższe działa. Byłem w pogotowiu.
             - Gdyby nie TY. – Zaakcentował. – Diego byłby tutaj. Ale jak zauważyłaś królowo świata – Zaśmiał się wrednie. – Nigdzie go nie widzę.
             Dziewczyna zareagowała bardzo szybko. Wstała z ziemi, na której grzała swoje miejsce już jakiś czas. Stanęła przed rozbawionym – nie do końca szczerze – rudzielcem, wyrwała mu butelkę z ręki.
             - Jesteś popierdolony. – Na te słowa Rose do niej doskoczył.
              Patrzył z wyższością na wściekłą przyjaciółkę. Wyraz jego twarzy mówił jasno: Co mi teraz zrobisz?
              Widząc zaistniałą sytuację podniosłem się z miejsca. Miałem nieodparte wrażenie, że chwila, moment, a rzucą się na siebie.
              - A Ty jesteś nikim. – Odgryzł się.
              Sekundę później nie był już taki rozbawiony. Nie zdążyłem dobiec na czas. Zawartość szklanej butelki wylądowała na głowie Willa. Piana spływała mu po niedługiej grzywce. Momentalnie odciągnąłem od niego Madison. Potrząsnąłem nią.
              - Co Ci jest, kurwa, co Ci jest?! – Krzyknąłem, ta tylko wzruszyła bezczelnie ramionami.
              Jak gdyby nic się nie działo.
              Bo przecież nic się nie stało – pomyślałem wściekły. Dla niej nic takiego, dla mnie i Rosa na pewno nie jest to „nic specjalnego”. Czułem już wcześniej, że to nie skończy się dobrze. Oczywiście resztkami głębokiej nadziei i wiary wierzyłem, że zakopią wkrótce swój topór wojenny. Tutaj niestety to nie wystarczyło.
              Wróciliśmy do hotelu, piechotą trwało to około dwudziestu minut. Wściekłość rudzielca nie miała końca. Nawet po tym gdy wziął długi prysznic, nie udało mu się wyzbyć swojego szału. Skronie pulsowały mi jak oszalałe. Chciałem to wszystko rzucić w kąt, zabrać się na stopa do najbliższego, większego miasta, by móc złapać autobus do Indianapolis. Nie miałem ochoty dłużej wysłuchiwać tych chorych kłótni.
             - Zrozum go. – Zacząłem gdy rudy zniknął nam z pola widzenia.
             - Zrozumieć jego? Kpisz, czy o drogę pytasz? – Parsknęła śmiechem.
             Spodziewałem się. Odwróciłem wzrok, szukając odpowiednich słów.
             - On… - Zabrzmiałem bardzo gardłowo. – Każdy przechodzi żałobę na swój sposób. Widzisz Will… on…
             - Pendejo.* – Przerwała mi, mówiąc po hiszpańsku. Nie lubiłem tego. Nie rozumiałem nic, a nic, kiedy z Diego zamieniali angielski, na swoje bełkotliwe rozmowy w jego języku.
            - Nie mam pojęcia co powiedziałaś, ale spróbuj go zrozumieć. – Poirytowałem się.
            - Zrozumieć go? – Podburzyła się. - Él dice que soy un asesino.** – Krzyknęła tak prędko, że nawet jeżeli znałbym odrobinę hiszpański, nie dałbym rady zrozumieć.
            Przez tyle lat uczyła się od rodziny Diego… Zdecydowałem, że tematu na dzisiaj koniec. Kładąc się obok Madison na łóżku zakręciło mi się w głowie. Przypomniała mi się jedna sytuacja, mająca miejsce zaraz po tym, gdy poznałem Diego.



                  

                ~ Miesiąc lub dwa po poznaniu Madison zostałem zaszczycony zapoznaniem z Rodrigezem. 
                   Prawdę mówiąc nie mam pamięci do dat, nieco czasu minęło. 
                   Na pierwszy rzut oka wydawał się troszkę sceptycznie nastawiony do mojej osoby. Nie wiedziałem czym jest to powodowane. Moim wyglądem, czy tym, że musi dzielić się ze mną swoją przyjaciółką. W końcu nie wiedziałem co, albo czy cokolwiek ich łączyło.
                  Gdy dziewczyna nas sobie przedstawiła na następny dzień dostałem zaproszenie. Z okazji pierwszego dnia wiosny. Ah, to teraz już wszystko jasne, jak długo minęło. Prawie cztery miesiące. 
                  Moja pamięć jest wybiórcza.
                  Miała nieco ponad 14 lat, a już wokół niej kręciła się chmara ludzi. To na pewno dzięki Diego, który miał na tamtą chwilę lat 16. Przeskoczył jedną klasę. Chodził już do liceum. Zaczynał czteroletnią naukę w szkole prywatnej. Od przedszkola rodzice go tam posyłali. Przynajmniej był pośród tych samych twarzy, to pomaga na pewno. Ale i wiele dróg przez to jest odciętych. Jak chociażby poznawanie i oswajanie się z nowymi miejscami.
                - Impreza się zaczyna! – Krzyczy ktoś o nieznanej mi barwie głosu.
                Znajdujemy się na plaży jakiegoś jeziora. Godzinę jechaliśmy ze znajomym Diega. Wcale nie widziało mi się wyjeżdżać z miasta. Domek letniskowy, prywatna plaża, czy ja jestem w innym świecie?
                Zostaję na chwilę sam z właścicielem, o ile mogę go tak nazwać. Rodrigez spogląda na mnie dziwnym wzrokiem. Robi mi się nieprzyjemnie zimno. Dotykam rękoma swoich ramion, pocierając je dla dodania otuchy samemu sobie.
                Jestem od niego starszy, a jego mina mówi – I co? Ze mną nie wygrasz. Mimo, że nie mam pojęcia o co może mu chodzić zagaduję:
               - Długo znasz się z Madison?
               Nie ma to żadnego, nawet najdrobniejszego podtekstu, jednak ten zachowuje dystans.
               - Wystarczająco długo, by stwierdzić, że mogę jej ufać. A ona może ufać mnie. – Spogląda na mnie. Mój wzrok dryfuje gdzieś nieobecny.
                - To zrozumiałe. Czuje, że traktujesz mnie nieco ozięble.
                Wzrusza ramionami, zaczynając się podejrzanie śmiać.
                 - Ozięble? – Ze zdziwienia unosi brwi. – Ja chce Cię jedynie ostrzec. Widzę, że od jakiegoś czasu kręcisz się przy cariño mío^.
                 Nie do końca rozumiem jego słowa, wplótł w swoją wypowiedź coś z obcego mi języka.
                 Zrozumiał moją nieporadność. Wyczuł, że nieszczególnie zrozumiałem jego gadkę.
                 - Posłuchaj, Madison jest cudowna. Zawsze będę bronić ją swoją piersią. Gdy ktoś wystrzeli w jej kierunku z broni, rzucę się, chociaż miałbym zginąć. Przechwycę tą kulkę. Niech by mnie ugodziła w samo serce. Wykrwawię się w przekonaniu, że ratuję ją przez złem tego świata. Comprendo?
                 Wziąłem głęboki oddech. Skinąłem głową. Wszystko do mnie dotarło. Jednak nie dałem rady pojąć skąd u niego taka agresja, od razu na wstępie.
                 Już chciałem wydać z siebie jakieś słowo, gdy „wilk” zaszczycił nas obecnością.
                Dziewczyna spojrzała na Diego, wyczuwając tą niezręczność wiszącą w powietrzu.
                - Co mu powiedziałeś? Mam nadzieję, że nie straszysz go jakimiś swoimi głupimi tekstami?
                 - A jeżeli nawet, to co? – Powiedział dumny patrząc na mnie. Przejechał sobie palcem po szyi, pokazując co będzie ze mną, jeżeli złamie jedną z jego zasad, dotyczących Madison. Chciał dać mi jasno do zrozumienia, że stąpam po cienkim lodzie.
                - Diego! – Krzyknęła na niego wściekle.
                 - Es imbécil! – Krzyknął. - Es arrogante, es presumido y demasiado inútil. – Powiedział do niej szybko. Nie załapałem nawet połowy wypowiedzianych słów.
                  - E-eso es mentira***! – Wrzasnęła oburzona. ~








________________________


*Pendejo – Tchórz.
**Él dice que soy un asesino. – Twierdzi, że jestem mordercą.
^ cariño mío - Moja kochana.
***Es imbécil, es arrogante, es presumido y demasiado inútil – Jest niegrzeczny i arogancki... zbyt pewny siebie i za bardzo ' uliczny ‘ (z niższych sfer)
Eso es mentira! – To kłamstwo!


PS: Informowałam zgodnie z zakładką "info" jeżeli nie dostałaś komentarza o rozdziale, proszę o wpisanie się tam.

30 komentarzy:

  1. No i przeczytałam, nie wiedziałam, że umiesz hiszpański, ja się go uczyłam na studiach, nie był dla mnie trudny, z racje tego, że wcześniej uczyłam się włoskiego. Co do rozdziału, bardzo przyjemnie się czytało, można było się pośmiać jak i zadumać. Co do wstawek z hiszpańskim, może się czepiam, ale Ty się czepiałaś moich angielskich wstawek, nie każdemu może się spodobać, mi się akurat podobało, dodało to charakteru temu rozdziałowi. Mało konstruktywny ten komentarz, nie bij. Trzymasz poziom, dość wysoki, ja przy Tobie nie mam szans, ale to tylko moja paranoiczna Pani samokrytyk się odezwała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja się czepiałam wstawek po angielsku, a sama piszę po hiszpańsku. No ale... mnie się to podoba, nadaje charakteru. ;-)

      Usuń
    2. No tak samo jest w moim przypadku, było i będzie, to w końcu ja jestem autorka i panią swojego opowiadania, tak jak Ty jesteś autorką swojego.

      Usuń
    3. Właśnie zobaczyłam, że zmieniłaś avatarka, jest cudnie ;)

      Usuń
  2.           “  - Nie ma za co. – Wydusiłem, kiedy Rose wyszarpnął mi z dłoni chłodne szkło.            Spojrzał na mnie tymi swoimi przekrwionymi, zielonymi oczyma.“ --> Nie zeby cos, ale Axl ma niebieskie oczy. :)
    W tym rozdziale otrzymalismy potwierdzenie, ze tajemniczymi bohaterami sa Axl Rose i Izzy Stradlin.
    Mi tez sie podobaly wstawki z jezyka hiszpanskiego Ale mysle, ze lepiej byloby, gdyby bezposrednio obok wypowiedzi w obcym jezyku, np. w nawiasie, bylo od razu tlumaczenie. Latwiej by sie czytalo. ;)
    Co do samej fabuly to jestem pod wrazeniem. Masz talent pisarski i dobrze go wykorzystujesz. ;_; Nie zniechecaj sie. Wspomnienia o Diego podkreslaja silna wiez jaka laczy/laczyla przyjaciol. Czytajac je mozna sie tak jakby oderwac od melancholii i smutku, ktorym przepelniony jest caly wstep opowiadania i rozdzialy, ktore do tej pory zostaly opublikowane.
    Zauwazylam, ze rozdzialy sa dlugie, ale czyta sie je,szybko i przyjemnie. Ponadto zachowujesz idealna rownowage miedzy opisami i dialogami. :D
    Weny. <3
    ~ Roxy/Killer Queen/Lady Evil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja przeglądałam pierdylion zdjęć Axla i na każdym miał moim zdaniem zielone. Ponadto rudzi zawsze mają zielone oczy. A z resztą, nawet jakby miał sraczko-buraczkowe, to mogę opisywać inny kolor. Ja mam zielone, to i on będzie miał.
      Mimo wszystko będę się upierać, że rudzi mają ZAWSZE takie kocie, a Rose zdecydowanie jest rudy, a na pewno był na zdjęciach z młodości.
      Mimo wszystko mało ważny jest kolor oczu. :-) I tak bardzo odbiegam od cech charakteru bohaterów, kreuje ich tak, jak chcę.
      A co do nawiasów przy hiszpańskich słowach/zdaniach - próbowałam, ale nie wygląda to zbyt estetycznie. Jeżeli byłoby ich więcej, pewnie bym się zdecydowała na te tłumaczenia, od razu po słowie. Pożyjemy, zobaczymy.
      Dziękuję za szczerą opnie!
      <3

      Usuń
    2. A wtrącę swoje trzy grosze jeśli chodzi o oczy Axla. Z tego co wiem, to natura dała Jemu zielone, a nosił soczewki i miał niebieskie, bo jednak to nasze rude stworzenie ślepe jest :D

      Usuń
    3. Ale ja nie chcę jakby co żadnych spin, po prostu tak sobie napisałam, jak uważałam. Dlatego Roxy się proszę nie obrażać, bo będę niezadowolona! :-)
      Dziękuję Rosie, zawsze masz dobre info.

      Usuń
    4. Wiesz, że ja o Axlu wiem więcej niż On sam o sobie pamięta ;D

      Usuń
    5. Nie, nie obrażam się. :) Bardziej martwiłam się czy moją uwagą nie wkurzyłam Ciebie, ale skoro nie to świetnie. :D Ha, Rosie, no cóż, biedny Axl... Ja bym nie chciała, żeby tak ludzie na całym świecie o mnie wszytko wiedzieli. Warto wiedzieć, że nosił soczewki.
      Ale nikt nie powiedział, że w tym opowiadaniu Axl jest akurat taki, jaki naprawdę był Axl, więc to nie ma znaczenia.
      (Ale komentarz - gdyby to zobaczyła moja nauczycielka od polaka to by mi wstawiła 1 :P)

      Usuń
    6. Dobrze, że nie jestem Twoją nauczycielką od polskiego!

      Usuń
  3. Z rozdziału na rozdział ta cała historia się buduje na naszych, czytelników, oczach. Niesamowite. Od tego bije taki hmm... profesjonalizm? Nie wiem jak to nazwać, ale opowiadanie ma w sobie coś niezwykłego, zapewne tak jak jego autorka :)
    Bardzo mi imponujesz stylem pisania jest zupełnie różniący się od większości. No po prostu wyróżniasz się z tłumu dziewczyno, i to cholernie. Ale oczywiście w sensie pozytywnym :))
    W kwestii fabuły chciałabym powiedzieć, że świetnie to sobie wszystko wymyśliłaś, genialnie rozplanowałaś. Postacie są mi już bardzo bliskie, włącznie ze zmarłym Diego. Ich opisy i zachowania świetnie oddają ich prawdziwe charaktery. Ogólnie da się wywnioskować, że Jeff vel Izzy jest świetnym obserwatorem ;)) Bardzo podoba mi się, że wszystko pisane jest z jego perspektywy. Zauroczyła mnie jego postać, łączy nas też miłość do samochodów ;pp
    Rose również bardzo ciekawie przedstawiony, bardzo dobrze odtworzyłaś jego dziką naturę. Serio, jak to czytam, to mam wrażenie, że wszystko rozgrywa się tuż przede mną, a ja sama jestem Stradlinem ściskającym w dłoni butelkę piwa.
    Madison... Sama nie wiem co sądzić o tej postaci. Tak jak pozostałe jak zajebiście wykreowana, ale coś w niej mnie do niej nie przekonuje. Sama nie wiem co :)) Po prostu nie mój typ człowieka :p
    Diego polubiłam. Jego troska o Grant mi imponuje. Facet marzenie. Strasznie szkoda, że nie żyje. Ale dzięki tym wstawkom z przeszłości da się go bliżej poznać.
    Ciekawy pomysł z wpleceniem Hiszpańskich wypowiedzi, to zdecydowanie nadaje charakter.
    Ogólnie świetne opowiadanie i blog, oraz ty, sprawiasz wrażenie intrygującej osoby :)

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, jak ja uwielbiam takie długie i podbudowujące komentarze! Szczególnie, że tego rozdziału nie byłam pewna. Moim zdaniem jest okropny. Bałam się, że przyćmi troszkę poprzednie, co za tym idzie będziecie rozczarowane.
      Są tutaj tak naprawdę jedynie rozmowy, które były w poprzednich w procencie 2/10. Ale uff! Ulga wielka.
      A i dziękuję za to, że nie polubiłaś Mad, o to właśnie chodzi, jakby się wszyscy podobali to nie byłoby tak fajnie. :-)

      Usuń
  4. Eej, naucz mnie tak pisać :(((
    Nie, tego nie da się nauczyć. Do tego trzeba mieć talent. I ty niewątpliwie go masz. Poważnie.
    A co do rozdziału.
    W tym momencie będę przewidywalna, i znowu połaskoczę Twoje ego.
    Super, super, super.
    Uwielbiam jak wstawiasz te wspomnienia! Są świetne.
    Wszystko wydaje się tak profesjonalnie zaplanowane.
    A tak w ogóle to apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z rozdziału na rozdział chcę więcej XD No i w ogóle super pomysł na bieg zdarzeń.
    Sratatata przecież ty już to wiesz ._.
    Kocham Cię Edzik pa <3 /G.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Wiedziałam, że to oni :D AXL & IZZY <333
    Interesujące jest to, że między fragmentami opisującymi bieżące wydarzenia umieszczasz wspomnienia z czasów, kiedy Diego żył.
    No i te wypowiedzi po hiszpańsku też nadają charakteru.
    W ogóle jest cudownie, bo nie wiemy wszystkiego od razu i czujemy nienasycenie. Ale to już wiesz ;))
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie jest przytulnie, gdy czytam, że jest cudowne!
      Uwielbiam was, moi czytelnicy. ._______.

      Usuń
  6. Dobra, udało mi się zmobilizować i przeczytać rozdział. Na szczęście, internet jakby odżył i pozwolił mi na obczajenie Twojego cudnego bloga.
    Ten rozdział był jakiś taki... nieco inny. Bardziej się wczułam i całkowicie przeniosłam do tamtego świata. Może pomogła mi w tym muzyka, jakiej wówczas słuchałam. W końcu Aerosmith ma kilka nastrojowych ballad. Nieważne. Powoli odbiegam od tematu.
    Wracając do rozdziału. Cholernie spodobało mi się to, że bohaterowie wybrali coś innego niż tylko smutanie po przyjacielu. Oczywiście, jego śmierć była straszna i nie powinni o nim tak szybko zapominać, jednak chwilka na rozerwanie się, też jest potrzebna. I myślę, że to jest bardzo w stylu Izzyego i Axla. Swoją drogą, to spodziewałam się, że to oni :)
    Dobrze, lećmy dalej.
    Cholernie podoba mi się zastosowana przez Ciebie retrospekcja. Takie wstawki są bardzo przydatne. Wiele wyjaśniają i przede wszystkim budują nastrój. Przed oczami mam od razu taki film. Rozumiesz, są bohaterowie, przeżywają własne przygody i tak dalej, ale między tymi wydarzeniami z teraźniejszości są takie fajne wstawki z przeszłości. Bardzo mi się to podoba.
    Osobiście, nie podołałabym takiemu wyzwaniu, aby pisać w ten sposób. Już po pierwszych 2 rozdziałach bym się wkurwiła i rzuciła wszystko w pizdu. Nie ukrywam, że chociażby za to Cię podziwiam. Za tą pieprzoną umiejętność pisania w interesujący sposób, której ja nie posiadam. Dobra, ale koniec tego użalania się nad sobą :)
    Jeszcze tylko mała wzmianka o Twoim niepowtarzalnym stylu. Zapewne się powtórzę, ale co tam. Piszesz w taki profesjonalny sposób. Różni się od tych dotychczasowych. Inne bloggerki są dobre, ale nie tak dobre jak Ty. (No i jeszcze ma ukochana Reverie i Rose są genialne. Zrobiłam sobie taką świętą trójcę :D) ABC pisze w taki niecodzienny sposób, taki oryginalny. Nie wspominając już o długości rozdziałów! Te są dopiero długaśne. W porównaniu z moimi... Eh, dobra, bo wpadam w kompleksy.
    Tyle ode mnie kochana. Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne rozdziały!

    Love,
    Chelle ♡

    PS Te wstawki hiszpańskie są zajebiste. Nadają charakter temu opowiadanku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezusku, ciągle się zastanawiam o co wam chodzi w tym stylu, ja piszę w zasadzie tak, jak lubię. To znaczy nie staram się w jakiś szczególny sposób wyróżniać się tym pisaniem. Lubię czytać książki, w których możesz stać się głównym bohaterem, wręcz czuć to, co czuje on. Widzieć jego oczyma. Dlatego staram się poniekąd robić to samo.
      W tym rozdziale i tak nie wykazałam się zbytnio moimi ulubionymi rozległymi opisami przeżyć wewnętrznych. Skupiłam się na chwytliwych rozmowach. Chciałam, aby nie były normalne, ale takie, które od razu podchwycicie. Będzie czytało je się z chęcią, chcąc więcej. Urzekające. Ale nie przerysowane. Takie, które każdy by powiedział, zachowania, które są oczywiste do danej sytuacji. Opisy mimiki twarzy. Jak scenariusz filmowy.
      Staram się wszystko dopracować, zapiąć na ostatni guzik. Wiem, że nie wychodzi mi to idealnie, a raczej wygląda to nijako. Bezbarwnie. Nudnie. Ale kiedyś się poprawię.

      Usuń
    2. PS: Co chodzi o wstawki z hiszpańskiego, to takie rzucenie się na głęboką wodę. Ryzyk-fizyk. Chciałam spróbować czegoś innego. Sprawdzić, czy się przyjmie. Na pewno ich jeszcze będę używać. Ale nie w nadmiarze. Przy wspomnieniach pewnie. :)

      Usuń
    3. Ahh moja ABC, znowu chrzanisz od rzeczy.
      "Wiem, że nie wychodzi mi to idealnie, a raczej wygląda to nijako. Bezbarwnie. Nudnie. Ale kiedyś się poprawię." <-----------Walnąć Cię w tą główkę?
      Jak Ci piszę, że masz zajebisty styl, dopracowane opowiadanie, ciekawe, to masz to przyjąć, uśmiechnąć się i ładnie podziękować, a nie marudzić :) Jasne?

      PS No, kocham Cię! ♡

      Usuń
  7. Cholera, zapomniałam o jeszcze jednym. Zmieniłaś profilówkę! Jest śliczna! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, miałam tą profilówkę za dawnych czasów mojego bycia na bloggerze. Jeszcze na onecie ją miałam. :-) powrót do wspomnień.

      Usuń
  8. Bardzo podobaja mi sie te wspomnienia, sa fajnie wplecione, w idealnych miejscach. Wiesz, zastanawiam sie co jeszcze napisac oprocz "cudowny", "genialny" i synonimow tych slow, ale nic innego nie przychodzi mi do glowy, eh... W kazdym razie czytalam to i tak szybko mi to minelo, tak wiec chce jeszcze xD
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem, jestem, jestem!
    Czasami trzeba mnie przywołać do pionu, bo ja roztrzepane dziecko jestem.

    No dobra, przeczytałam i teraz sobie myślę, co by tu napisać, a jakoś nic wymyślić nie mogę. Zawsze mam taki problem, że nie wiem co mam w komentarzu napisać. Pierwsza moja myśl, to że Rudy przegiął. No serio, takich rzeczy nie powinien mówić Madison, ale to jest Rudy... on nie ma wyczucia chwili. Chyba nie ma żadnego wyczucia. Ale wydaje mi się, że reakcja Madison była taka trochę.. za mało emocjonalna. No ja wiem, że jednak ją poniosło, ale jakby... za mało było dla mnie w tym emocji. Sama nie wiem. Albo to przez to moje roztrzepanie. Nie poczułam tego jej wnerwienia. Bardziej to swoje. Jeffrey miał rację. Każdy na swój sposób przechodzi żałobę. W ogóle żałoba ma jakieś swoje trzy czy jakoś tak stadia. Jest wyparcie, potem rozpacz i potem.. wyleciało mi z głowy. No ale złość do świata, szukanie winnych i tak dalej. To wszystko jest jak najbardziej na miejscu i fakt, że William szuka winnego jest zdrowym podejściem do sprawy. (Boże, ja mam już skrzywienie zawodowe, chociaż wcale jeszcze w zawodzie nie pracuję) I.. co by tu jeszcze napisać. Jeffrey, to chyba ma anielską cierpliwość. No ja wiem, że "whatever" i te sprawy, ale wiadomo, że wszystko ma swoje granice.

    Wspomnienia... cóż mogę tu dużo powiedzieć. Słodko się im razem żyło. Naprawdę słodko. Przy pierwszym wspomnieniu miałam obraz takiej sielanki.. a przy drugim też, chociaż Jeffrey chyba starał się to trochę inaczej pokazać. No tak.. i teraz zastanawiam się co było takiego między Diego a Madison. W sumie Jeffrey to taka jakby konkurencja, ale potem się zaprzyjaźnili, więc... sprawa musiała rozejść się po kościach. Dobra, wiem, że wszystko chcesz pokazywać pomału. Odkrywasz karty i budujesz napięcie... Czy ja nie piszę jakiś głupot?

    A.. hiszpański. Fajnie to wyszło.
    Tyle. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholero, tak mnie zainspirowałaś, że postanowiłam liznąć hiszpańskiego! (I znaleźć sobie Meksykanina, ale to już wiesz).

    Nie wierzę, że nie wierzysz w swoje siły. Kilka razy napisałaś mi, że nie jesteś zadowolona z tego rozdziału. Przeczytałam go po raz drugi (a może i trzeci) i śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych. Właśnie tak. Bez przesadnie galopującej akcji, przemyślany i pełen harmonii.

    Od początku opowiadania Jeff jest wyjątkowo utalentowany w opowiadaniu przeszłości. Ale zacznijmy od początku. Rozumiem zarówno jego postawę jak i Willa. Sama nie wiem co zrobiłabym na ich miejscu. Pewnie zwyczajnie bym się załamała. Chyba że otaczaliby mnie przyjaciele. Wtedy byłoby nieco lżej. A może wcale nie? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.

    Nie za bardzo pojęłam oszczędność Rose'a. O co mu chodziło? Do tej pory staram się to zinterpretować, ale idzie opornie. To chyba jedyne czego mój tępawy mózg nie ogarnął.
    Uwielbiam kiedy opisujesz wspomnienia. Robisz to w taki przejrzysty w formie i tajemniczy w treści sposób.

    William bad-boy. Wszystkie to lubimy. Wyzwiska, porywczy charakter, papieros w ustach i zbuntowana postawa. Jadowita żmija i drań. To właśnie ten wątek ciekawi mnie najbardziej. Marzę o kolejnym rozdziale. Sama nie wiem czego się spodziewać. Co wymyślisz?
    Życie bogatego Diego. Podoba mi się to, że tak sceptycznie podchodzi do ludzi.

    Nie podoba mi się jedynie Madison. To wredna małpa. A może i nie, w każdym razie działa mi na nerwy. Chyba jestem zazdrosna o Diego. O ile to w ogóle możliwe. Nie jestem pewna, czy taki jest twój cel, ale tak ją odbieram. Nie chcę mówić za dużo, bo moje przewidywania nigdy się nie sprawdzają. Albo sprawdzają się zbyt szybko.

    Wiem, że spodziewałaś się czegoś lepszego. Siedzę nad tym komentarzem chyba od godziny. Ale to nie moja wina, że w tv puścili "Rocky III". Przepraszam, że tak krótko i niezbyt wnikliwie. Może następnym razem uda mi się napisać coś więcej.
    ~Głupek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie informuję, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award, więcej szczegółów u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominowałam cię do Liebster Award, szczegóły znajdziesz na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratulacje! Twój blog został nominowany do LBA.
    Więcej: http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń

Daj komentarz!
Pozwól ponieść się wyobraźni, wyrażaj opinię. Opowiadaj o tym, jakie odczucia towarzyszyły Ci podczas czytania. Jakie wrażenie wywiera na Tobie tekst. Z kim się byś chętnie zaprzyjaźnił, kto budzi w Tobie niechęć. Snuj teorie, zadawaj pytania, oceniaj, krytykuj. Dziel się spostrzeżeniami.
Pomóż mnie uskrzydlić, swoimi komentarzami!
(każdy pomaga, pamiętaj)